Jaka Europa?

15.05.2023

Do Parlamentu Europejskiego na Dzień Europy czyli 9 maja przyjechał Olaf Scholz kanclerz Niemiec. Wygłosił przemówienie, w którym przedstawił swoją wizję przyszłej Unii Europejskiej. Można podzielać poglądy kanclerza lub nie, zgadzać się z jednymi tezami, odrzucając inne. Ale przynajmniej jest o czym rozmawiać.

Tymczasem nasi rządzący, coraz bardziej eurosceptyczni, potrafią jedynie krytykować, czasem się oburzać na niemieckie pomysły, ale sami nie przedstawiają żadnej własnej, kompletnej wizji Unii w najbliższych latach.

Powrót do korzeni.

Najczęściej liderzy Zjednoczonej Prawicy pytani jak sobie wyobrażają Wspólnotę w przyszłości mówią o Unii państw narodowych, takiej „do jakiej wstępowaliśmy”. A jeszcze lepiej będzie jak się wróci do myśli „ojców założycieli”, zamiast gadać o jakiejś pogłębionej integracji. To niestety dowód, że ktoś tylko rzucił takie hasło, które kolejni powtarzają, a nikomu nie chce się do tekstów owych „ojców” zajrzeć.

9 maja jest Dniem Europy na pamiątkę ogłoszenia przez francuskiego ministra spraw zagranicznych Roberta Schumana deklaracji zapowiadającej powstanie Wspólnoty Węgla i Stali. Zobaczmy co tam jest między innymi napisane? „Zgromadzenie narodów europejskich wymaga, by usunięta została odwieczna wrogość Francji i Niemiec: podjęte działanie musi w pierwszym rzędzie dotyczyć Francji i Niemiec. W tym celu rząd francuski(….)  proponuje umieszczenie całej francusko-niemieckiej produkcji węgla i stali pod zarządem wspólnej Wysokiej Władzy w organizacji otwartej na udział innych krajów europejskich. Umieszczenie produkcji węgla i stali pod wspólnym zarządzaniem zapewni natychmiastowe powstanie wspólnych fundamentów rozwoju gospodarczego, pierwszego etapu Federacji Europejskiej (podkreślenie M.Z.) i zmieni los regionów, długo skazanych na wytwarzanie wojennego oręża, którego były najdłużej ofiarami”.

Schuman chciał Federacji Europejskiej, jako czegoś do czego Europa będzie dążyć, a wspólnota Węgla i Stali  miała być pierwszym etapem jej budowy! Przypominam, że gdy powstał rząd pod wodzą kanclerza Olafa Scholza w umowie koalicyjnej partnerzy polityczni, z więc SPD, FDP i Zieloni napisali, że będą dążyli do budowy Europejskiej Federacji. Jaka wtedy wybuchła w Polsce burza! Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił: „Warto się zastanowić nad tą propozycją i wyciągnąć z niej wnioski. Po pierwsze istotne jest to, że ta propozycja została sformułowana przez Niemców, bo to oznacza przekreślenie pamięci historycznej XX wieku”. A prof. Ryszard Legutko w wywiadzie dla Polskiego Radia nie zostawiał złudzeń: „Tak naprawdę powstaje oligarchia, gdzie kraje mniejsze – zwłaszcza ze wschodniej Europy – nie będą miały nic do powiedzenia. Stoimy przed perspektywą możliwej utraty, stopniowego zanikania niepodległości”.

A przecież tworzący niemiecki rząd koalicjanci chcą tylko powrotu do idei …. „ojców założycieli”. Nie mówiąc już o znanej koncepcji „Stanów Zjednoczonych Europy”, którą rzucił kilka lat przed Schumanem inny wielki polityk zaliczany do grona owych „ojców” czyli Winston Churchill, jakby nie patrzeć prawdziwy konserwatysta.

No to może jeszcze zajrzymy do myśli innego “ojca”? Taki Altiero Spinelli co prawda był radykalnym socjalistą, ale przecież jednym tchem wymieniany jest w gronie „ojców założycieli”. Włoscy faszyści skazali go za jego lewicowe poglądy na 16 lat więzienia i siedząc w nim na wyspie Ventotene napisał  wraz z Ernestem Rossim Manifest dla Europy, w której Europa też jest …. federacją. Taka Europa miała być zjednoczona politycznie, finansowo i społecznie znacznie bardziej niż to jest teraz.

Hendrik Brugmans holenderski naukowiec i polityk,  mniej może znany, ale dla interesujących się integracją europejską bardzo dobrze, pisał w 1948 roku bez ogródek: „Poza traktatami, które zawsze można wymówić, poza konwentyklami, które często bywają nużące, chcemy europejskich instytucji federalnych (podkreślenie M.Z.), które miałyby autorytet, instytucji zdolnych do stworzenia nowego społeczeństwa składającego się z narodów. Powiedzmy śmiało światu, który ma prawo być sceptyczny, że nie interesują nas w ogóle, w żadnym wypadku, konstrukcje dyplomatyczne w stylu dawnej Ligi Narodów czy jakaś tam ONZ europejska, sparaliżowana prawem veta”.

Scholz po „ojców” też sięga.

Mógłbym tak długo, ale i tak wiem, że jutro czy za rok znowu usłyszę od polityków naszej prawicy, że trzeba wrócić do „ojców założycieli”, których chyba nie czytali. Natomiast w swoim wystąpieniu w Strasburgu Olaf Scholz też do nich sięgnął, ale wyraźnie wiedział co mówi. Gdy wskazywał na potrzebę zamknięcia trwającej od lat dyskusji o polityce migracyjnej, przywołał to zdanie z Deklaracji Schumana: „Europa nie powstanie od razu ani w całości: będzie powstawała przez konkretne realizacje, tworząc najpierw rzeczywistą solidarność”.  Bo bez solidarności nie da się rozwiązać bardzo wielu problemów, przed którymi stajemy. Integracja europejska to jest proces, to odpowiedź na wyzwania, bo dopiero „konkretne realizacje” tworzą Unię innego wymiaru.

Musieliśmy doświadczyć pandemii, by znacząco rozszerzyć unię zdrowotną, która w kompetencjach Wspólnoty była w wersji śladowej. I jak trzeba było, to bez zmiany traktatów udało się wspólnie kupić szczepionki, a dzisiaj w Parlamencie Europejskim mamy stałą podkomisję ds. zdrowia, która ma wypracować mechanizmy umożliwiające np. dostęp wszystkich Europejczyków do nowoczesnych leków czy badań. Musiał – niestety – pojawić się kryzys po pandemii, by Unia Europejska zdecydowała się  na zaciągnięcie wspólnego długu i stworzenie Funduszu Odbudowy i Odporności, z którego 21 państw już czerpie garściami finansując potrzebne, modernizujące kraj inwestycje. Szkoda, że polski rząd nam tego nie umożliwia. Musiała – niestety –  wybuchnąć wojna w Ukrainie, by najpierw powstał poza budżetem UE specjalny fundusz (Europejski Instrument na Rzecz Pokoju), z którego można było robić zakupy sprzętu wojskowego. Część z nich uzupełniała nasze zapasy po przekazaniu własnej broni armii ukraińskiej, a część poszła na zakupy bezpośrednio dla niej. A teraz z „normalnego” budżetu Unii, będziemy rozwijać przemysł zbrojeniowy w państwach Wspólnoty! Rewolucja? Tak, ale z drugiej strony to właśnie realizacja tezy Schumana: „Europa nie powstanie od razu ani w całości: będzie powstawała przez konkretne realizacje”.

 Co jeszcze proponuje Scholz?

Przede wszystkim musimy jego zdaniem budować „geopolityczną Europę” czyli taką, która będąc zjednoczoną podoła wyzwaniom na światowej scenie. Jednocześnie Scholz sądzi, że budowa takiej Europy musi być powiązana z dotrzymywaniem obietnic „złożonych jej bezpośrednim sąsiadom. Uczciwa polityka rozszerzenia wymaga realizacji obietnic – przede wszystkim wobec państw Bałkanów Zachodnich, którym akcesję obiecaliśmy nie mniej niż 20 lat temu. Oczywiście niezbędny jest proces normalizacji, który rozpoczął się między Serbią a Kosowem, a reformy we wszystkich krajach przystępujących do Unii muszą być kontynuowane” – podkreślał kanclerz.

Z kolei jeśli Wspólnota ma się rozszerzać to musi zostać zreformowana. Dla niemieckiego przywódcy kluczowym jest odejście od zasady jednomyślności, na początku w kilku obszarach. „Pewne rzeczy są jednak dla mnie oczywiste: więcej decyzji Rady UE powinniśmy podejmować większością kwalifikowaną, na przykład w zakresie polityki zagranicznej czy podatków”. To jest pomysł, który pojawił się już dawno. Proponował go np. Jean-Claude Junkcer w swoim :state of the Union” w 2018 roku. Ale wiele mniejszych państw uważa, że to droga do dominacji dużych państw, takich jak Niemcy. Dzisiaj jednomyślność pozwala nawet małej Malcie blokować niektóre decyzje, by zwyczajnie być zauważonym. Kanclerz przeciwnikom tego pomysłu mówił tak: „Chcę powiedzieć sceptykom: nie jednomyślność, nie stuprocentowa zgoda co do wszystkich decyzji tworzy możliwie największą legitymację demokratyczną. Przeciwnie! To właśnie zabiegi i walka o większość, a także budowanie sojuszy wyróżniają nas jako demokratów, tak jak poszukiwanie kompromisów, które muszą również uwzględniać interesy mniejszości. Tak wyobrażam sobie rozumienie liberalnej demokracji!”.

 Problem w tym, że nie wszyscy są zwolennikami liberalnej demokracji. Między innymi nie przepada za nią wspomniany już prof. Ryszard Legutko. Występując w imieniu grupy Konserwatystów i Reformatorów, w której są politycy PiS-u i Solidarnej Polski pan profesor mówił: „Kiedy słyszę, że najlepszą opcją byłoby stopniowe znoszenie weta, w tym w polityce zagranicznej, po prostu nie mogę uwierzyć własnym uszom. Polityka wobec Rosji była najbardziej spektakularną katastrofą unijnych wielkich facetów, tymczasem ci, którzy są za nią najbardziej odpowiedzialni, chcą mieć jeszcze większą władzę w polityce zagranicznej. Logika, która za tym stoi, zdumiewa: im więcej schrzanimy, tym więcej władzy chcemy. A przecież logika nakazuje coś odwrotnego: ponieważ tak bardzo schrzaniłeś, powinieneś być trzymany w ryzach tak długo, jak to możliwe”.

Sztuka polemiki

Jest wiele powodów, by krytykować niemiecką politykę zagraniczną, błędy popełnione w podejściu wobec Rosji czy to w sprawach surowców energetycznych czy szerzej: w cywilizowaniu władz na Kremlu poprzez rozwój wymiany handlowej  (Wandel durch Handel). Ale dobrze jest mieć też coś do powiedzenia od siebie. Nasi rządzący lubują się w krytyce, nawet poniżaniu swoich interlokutorów. Ale do dzisiaj nie zaproponowali żadnej spójnej, pełnej, własnej wizji Unii Europejskiej. A przecież debaty o tym toczą się od dekad. W ostatnich latach, od kryzysu finansowego, przez migracyjny, po pandemię a teraz wojnę z wielu stron płyną jakieś inspirujące dyskusję plany, pomysły, założenia. Do dzisiaj sięga się do przemówienia Emanuela Macrona na Sorbonie w 2017 roku czy Scholza rok temu na Uniwersytecie Karola w Pradze. Poważni politycy nie krzyczą, że trzeba wspierać Ukrainę, walczyć o jej szybkie członkostwo w UE czy NATO. Popierają aspiracje władz w Kijowie i większości ukraińskiego społeczeństwa, ale też głośno rozmawiają o przyszłości Unii Europejskiej z Ukrainą w naszym gronie.  Jaki to będzie miało wpływ na kształt Komisji Europejskiej, architekturę Parlamentu Europejskiego, na metodę głosowania w Radzie UE? Patrząc na ostatnie wydarzenia związane z napływem produktów rolnych z Ukrainy na unijny rynek, pytają o skutki dla Wspólnej Polityki Rolnej obecności tego państwa w naszych szeregach.

Co polski obóz rządzący ma do zaproponowania w tej debacie? Próbkę mieliśmy w Strasburgu, bo poza już przytoczonymi zdaniami prof. Ryszard Legutko mówił także tak: „Aby zrozumieć rolę Niemiec, trzeba zacząć od podstawowego pytania: jakim systemem politycznym jest Unia Europejska? I twierdzę, że jest to połączenie oligarchii i tyranii większości. Parlament funkcjonuje oczywiście jako tyrania większości, a Komisja jest instytucją typowo oligarchiczną, niewybieralną, z ograniczoną legitymacją demokratyczną i niekwestionowaną żądzą władzy. A jak rozumiem, panie kanclerzu, chce pan, żeby to ciało miało jeszcze większą władzę. Filarami europejskiej oligarchii są wielcy faceci wśród państw członkowskich, a najwięksi to oczywiście Niemcy. Wielcy faceci robią, co chcą, nigdy nie zawracając sobie głowy konsultowaniem się z kimkolwiek i nazywają to przywództwem”.

Jestem pewien, że stać nas na więcej w debacie o przyszłości Europy, że moglibyśmy w obliczu poważnych wyzwań, w tym znacznego rozszerzenia Unii, przedstawić twórcze pomysły na funkcjonowanie Wspólnoty w gronie 35-37 państw. Dla tak dużego państwa jak Polska, z takim fantastycznym dorobkiem czasu transformacji jest miejsce przy stole w debacie o jutrze, ale trzeba chcieć być traktowanym serio, a nie zabłyszczeć przez 5 minut  w jednej z wielu parlamentarnych debat.

Maciej Zakrocki

 

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL