Konstruktywna obecność.

18.12.2023

Panie Premierze, drogi Donaldzie, cóż za przyjemność powitać Cię tutaj, w Berlaymont, w nowej i starej roli premiera. Czasy są trudne, a Twoje osobiste zaangażowanie i europejskie doświadczenie będą bezcenne dla naszej europejskiej rodziny. Przed nami dużo pracy i cieszę się, że możemy ją wykonywać razem. Tak Ursula von der Leyen witała w siedzibie Komisji Europejskiej Donalda Tuska. Miło było na pewno. A co więcej?

Zasady dalej obowiązują.

Spotkanie nowego szefa polskiego rządu z przewodniczącą Komisji głównie dotyczyło pieniędzy z KPO. Jak należało się spodziewać na razie nie będzie żadnych cudów, tylko realizacja i egzekwowanie uzgodnień przyjętych przez poprzedni rząd. Dlatego pewną przesadą były komentarze polityków Koalicji Obywatelskiej, którzy w mediach społecznościowych wyrażali radość, że Donald Tusk załatwił dla Polski 20 mld zł z KPO. W istocie otrzymał potwierdzenie, że te pieniądze, będące zaliczką w ramach KPO, niezależne od realizacji kamieni milowych, wpłyną do nas zgodnie z ustaleniami z rządem Mateusza Morawieckiego. To co było w tej sprawie gestem wobec rządu Donalda Tuska to zgoda na wypłatę w jednej transzy, bo miało być w dwóch i jeszcze w tym roku.

Natomiast zapowiedź, że w związku ze złożeniem przez polski rząd wniosku o płatność, za 2-3 miesiące nadejdzie 7 miliardów euro powinna być opatrzona znakiem zapytania. Do wypłaty jest bowiem konieczna realizacja tzw. super kamieni milowych, a tu  – jak wiemy – sama dobra wola rządu może nie wystarczyć. Ursula von der Leyen nie zostawiła wątpliwości mówiąc na konferencji z premierem Tuskiem: „Musimy nadrobić stracony czas. W szczególności nie mogę się doczekać ścisłej współpracy nad osiągnięciem kluczowych celów w zakresie niezależności sądów, abyśmy mogli następnie przystąpić do pierwszej płatności. Będziemy musieli ciężko pracować. Jednak biorąc pod uwagę działania, które Pan dotychczas podjął i które planuje podjąć, mam nadzieję, że wspólnie uda nam się rozwiązać te problemy”.

Dobra atmosfera to mało.

Mamy więc dobry klimat, przewodnicząca Komisji nie ma wątpliwości, że nowy rząd w Warszawie jest zdeterminowany w naprawianiu praworządności, ale czeka na konkrety. W wydanym po spotkaniu obojga polityków komunikacie napisano jeszcze dokładniej: „Wypłata w następstwie wniosku o płatność w ramach RRF nie jest możliwa, dopóki Polska nie osiągnie w zadowalający sposób „super kamieni milowych”. Biorąc pod uwagę poważny kłopot z nowelą ustawy o Sądzie Najwyższym, w której został zmieniony system dyscyplinarny dla sędziów, co było jednym z owych kamieni, można się niepokoić. Jak pamiętamy Prezydent ustawę skierował do obecnego TK i tam utknęła. Najprościej byłoby, gdyby Andrzej Duda swój wniosek wycofał. Rząd mógłby przygotować nową ustawę, może nawet w konsultacji z kancelarią głowy państwa  i szybko przeprowadzić cały proces legislacyjny. Czy pan Prezydent wesprze tego typu działania?

Tego oczywiście nie wiem, ale warto zwrócić uwagę na „efekt uboczny” wniosku rządu o pierwszą płatność. Jego złożenie uruchamia cykl upływających terminów. Komisja Europejska ma dwa miesiące na ocenę wniosku. Jeśli dopatrzy się jakichś nieprawidłowości po polskiej stronie, przedstawi wniosek o konieczność dokonania reform, na co będziemy mieli do pół roku. Jeśli w tym czasie nic się nie zmieni, to wniosek o płatność jest nieskuteczny, a pieniądze przepadają. I wtedy wina za zablokowanie reform, a co za tym idzie pieniędzy, spadnie na …. głowę państwa. Czy pan Prezydent będzie chciał doprowadzić do takiej sytuacji wetując ewentualnie zmiany w wymiarze sprawiedliwości? Pamiętajmy, że będą to zmiany negujące wcześniejsze decyzje akceptowane w Pałacu Prezydenckim.

Trzeba robić co się da.

Rządowi Donalda Tuska pozostaje podjęcie także wielu innych działań, które będą przekonywały „Brukselę”, że wszystko zmierza w Polsce w dobrym kierunku. Dobrze się stało, że jest decyzja rządu o przystąpieniu do Europejskiej Prokuratury. „Z zadowoleniem przyjmuję podjęcie inicjatywy, aby Polska przystąpiła do Prokuratury Europejskiej. To doskonała wiadomość przede wszystkim dla obywateli Polski, ale także dla partnerów europejskich i obywateli Europy” – podkreślała Ursula von der Leyen. Przypomnijmy: EPPO, jak w skrócie nazywa się w Unii ten urząd,  ma za zadanie prowadzić dochodzenia, ścigać i wreszcie stawiać przed sądem sprawców przestępstw przeciwko szeroko pojętym interesom finansowym Unii. Prokuratorzy EPPO mogą wnosić akty oskarżenia przed sądami państw członkowskich. Posiadają bardzo dużą autonomię i nikt spoza Prokuratury Europejskiej nie może im nic nakazać. Są też niezależni w odniesieniu do państw członkowskich czy innych instytucji unijnych. To wszystko spowodowało, że poprzedni rząd nie chciał być w środku, bo nie lubił nie mieć wpływu na jakąkolwiek instytucję.

Potrzebne będą też „krajowe” działania ministra sprawiedliwości prof. Adama Bodnara, który musi naprawiać praworządność wykorzystując wszystkie narzędzia będące w gestii szefa resortu. „Przygotowaliśmy z ministrem Bodnarem pewne dokumenty, które nie zastąpią oczywiście ustaw, ale które już bardzo precyzyjnie określają nasze intencje, także legislacyjne” – zapewniał Donald Tusk w Brukseli. Mówiąc krótko, trzeba będzie „położyć na stole” wiele dowodów przywracania rządów prawa. Dać Komisji możliwość wydania pozytywnej, wiarygodnej opinii o odblokowaniu KPO. Inaczej naraziłaby się na ostry atak ze strony poprzedniego obozu władzy w Polsce, że wcześniejsze decyzje były polityczne, a nie formalne. Podobnie mógłby też zareagować Parlament Europejski. W wypowiedzi dla Onet.pl współprzewodniczący Grupy Zielonych w PE belgijski poseł Philippe Lamberts mówił:    „Rozumiem, że uruchomienie środków jest pilne, ale Komisja Europejska musi uważać, by nie stracić wiarygodności, by jej decyzja nie stała się wodą na młyn eurosceptyków, którzy przekonują, że w Brukseli panują podwójne standardy i te kraje, których rządzący nie należą do głównego nurtu światopoglądowego w Unii płacą wysoką cenę, za problemy z rządami prawa, a na te, które do tego nurtu należą przymyka się oczy”.

Tusk atutem

Donald Tusk bez wątpienia ma dobre notowania i opinię wiarygodnego, proeuropejskiego polityka. „Wie, jak działa maszyna, zna wielu ludzi, to jak powitanie starego przyjaciela” – mówił portalowi Politico jeden z urzędników Rady UE. Sam też dobrze wie, jak osiągać cele na forum naszej Unii, co zaznaczył bez ogródek w swoim expose, zwracając się do poprzednio rządzących: „Chcę wam powiedzieć, że naprawdę mnie nikt nie ogra w UE”. Podczas szczytu w minionym tygodniu to wszystko było bardzo widoczne i nie ma zresztą co się dziwić – w końcu przez 5 lat przewodniczył Radzie Europejskiej, a jego główną rolą wynikającą z tej funkcji było negocjowanie, „ucieranie” kompromisu między  liderami z 27 państw (wcześniej z 28, gdy Wielka Brytania była w UE).  Ale jest jeszcze jeden ważny aspekt: Donald Tusk, dzisiaj jako członek Rady Europejskiej zmienił układ sił!

Przez ostanie lata toczyła się ciągła batalia z rządem PiS-u i FIDESZ-u. Jak się przywoła w pamięci brukselskie spotkania, to niemal zawsze Beata Szydło, a później Mateusz Morawiecki  i Wiktor Orban byli przeciwko czemuś przeciw. Do dzisiaj wielu obserwatorów unijnej polityki nie może się nadziwić, że polska premier była nawet przeciwko wyborowi Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej! Co jakiś czas pojawiały się ze strony Warszawy i Budapesztu groźby weta, np. wieloletniego budżetu, którego oba państwa były wielkimi beneficjentami! W najlepszym razie rządy te wyrażały zgodę, ale odsyłały przyjęte rozwiązanie do TSUE, by przypomnieć historię z tzw. „mechanizmem warunkowości”. Wszyscy chcieli, by uzależnić wypłaty z unijnej kasy od przestrzegania praworządności, a Wiktor Orban i Mateusz Morawiecki byli przeciw. W końcu się zgodzili, ale skierowali wniosek do TSUE, by Trybunał ocenił zgodność tego rozwiązania z traktatami. Werdykt był oczywiście na tak.

Oba rządy grały też ręka w rękę w Radzie ds. Ogólnych, w której od lat toczy się postępowanie w ramach procedury art. 7. Zgodnie z zapisem punktu drugiego tego artykułu Rada jednomyślnie może stwierdzić „poważne i stałe naruszenie przez to Państwo Członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2”. Oczywiście podczas głosowania państwo „oskarżone” nie bierze udziału w głosowaniu. Ale nasz rząd wiedział, że gdyby doszło co do czego, to węgierski będzie przeciw i odwrotnie: w zamian za lojalne wsparcie podczas głosowania sprawy węgierskiej, przedstawiciel Polski będzie przeciw. Świadomość tej „umowy” powodowała, że do głosowania nigdy nie doszło. Ale jak będzie teraz?

Wiktor Orban dobrze wie, że na przychylność Donalda Tuska liczyć nie może, co najmniej od szczytu Europejskiej Partii Ludowej w Helsinkach w listopadzie 2018 roku. Ówczesny szef Rady nie zostawił wtedy na węgierskim premierze suchej nitki, mimo, że w swojej mowie ani razu nie wymienił nazwiska Orban. Wszyscy jednak dobrze wiedzieli, do kogo „pije” mówiąc między innymi: „Jeśli jesteś przeciwko rządom prawa, wolnej prasie, to nie jesteś chrześcijańskim demokratą. Jeśli chcesz zastąpić zachodnią, liberalną demokrację, wschodnim modelem nieliberalnej demokracji, to nie jesteś chrześcijańskim demokratą. (…) Jeśli popierasz Putina i nie jesteś przeciwko atakowaniu Ukrainy, nie jesteś chrześcijańskim demokratą”.

Nowy układ sił.

Rozumiejąc obecną zmianę układu sił w Radzie Europejskiej węgierski premier wiedział, że zbyt ostro samotnie grać na szczycie 14 i 15 grudnia nie może. Tuż przed spotkaniem zapewniał, że nie zgodzi się na fundusz pomocy dla Ukrainy w wysokości 50 mld euro, a już „czerwoną linią” miałaby być dla niego zgoda na otwarcie negocjacji akcesyjnych z Kijowem. I oto nagle, gdy przywódcy państw omawiali ten drugi punkt okazało się, że Wiktor Orban skorzystał z rady kanclerza Scholza i …. wyszedł na kawę. Decyzja mogła zapaść, bo pozostali byli jednomyślni. Tak narodził się nowy mechanizm w Radzie Europejskiej nazwany „konstruktywną nieobecnością”. Oczywiście szkoda, że węgierski premier nie rozumie znaczenia dla bezpieczeństwa Europy wspierania Ukrainy (50 mld pomocy już zablokował), że jest haniebnym sojusznikiem Putina, ale to już sprawa jego sumienia i decyzji, jak chce być zapisany w historii. Ważne, że Wspólnota działa, nawet jeśli niektóre jej decyzje są opóźnione, ale najważniejsze jest to, że hamulcowym nie jest już polski przywódca.

Jest wiele wiary, że Donald Tusk, dzięki swojej „konstruktywnej obecności” będzie zabiegał o polskie sprawy, ale też całej Unii, w tym o jej rozszerzenie. Także o Ukrainę, nawet jeśli to jest olbrzymie wyzwanie dla naszej gospodarki, co już widzimy w ostatnich miesiącach mając na myśli rolnictwo czy branżę transportową. Ale to już inny temat.

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL