Nie dokazuj Viktor!

05.02.2024

Ostatni nadzwyczajny szczyt Rady Europejskiej – gdyby sugerować się jedynie prasowymi tytułami – przeszedł do historii naszej Wspólnoty z dwóch powodów: jednomyślnie zdecydowano się na pomoc dla Ukrainy w wysokości 50 mld euro i po raz pierwszy w historii dokonano przeglądu siedmioletniego budżetu UE. Tymczasem powodów, dla których był to szczyt historyczny jest znacznie więcej!

Nie dla szantażu!

Ostatnie tygodnie przed spotkaniem szefów państw i rządów w Brukseli zdominowała dyskusja co zrobić z węgierskim wetem? Viktor Orban już podczas grudniowego szczytu zablokował pomysł udzielenia pomocy finansowej Ukrainie, stąd Charles Michel zwołał nadzwyczajne spotkanie Rady 1 lutego. W tzw. międzyczasie trwały zakulisowe rozmowy, które miały zmiękczyć stanowisko węgierskiego premiera. Wielu polityków, głównie w Parlamencie Europejskim obawiało się, że Węgrom „odpuści” się niektóre grzechy związane z praworządnością, zacznie wypłacać zablokowane z tego powodu unijne pieniądze, w zamian za zniesienie weta w ukraińskiej sprawie.

Jeszcze podczas styczniowej sesji plenarnej przestrzegano Ursulę von der Leyen przed takim krokiem. Posłanki i posłów zirytowała informacja, że tuż przed grudniowym spotkaniem Rady, kiedy liderzy mieli zdecydować również o otwarciu negocjacji akcesyjnych z Ukrainą, czemu Orban także się sprzeciwiał, obiecano mu odblokowanie 11 mld euro zamrożonych z powodu łamania praworządności. Rzeczywiście, gdy szefowie rządów podejmowali decyzję, premier Węgier wyszedł i pod jego nieobecność zdecydowano o rozpoczęciu rozmów akcesyjnych z Ukrainą. Wtedy powstał termin „konstruktywna nieobecność”, który już wszedł do brukselskiego żargonu.

Z tej sytuacji drwił w sali plenarnej Guy Verhofstadt, były premier Belgii, który patrząc w oczy Ursuli von der Leyen mówił: „To był szantaż Viktora Orbána przy pomocy groźby weta. Dlatego tuż przed Radą Europejską odmroziliście ok. 11 miliardów w zamian za to, że opuści salę. Taka była umowa: 11 miliardów i wychodzisz z sali. Dzisiaj moje pytanie do Pani brzmi: czy zrobicie to jeszcze raz?”  Sophia I’nt Velt z grupy liberałów w swojej wypowiedzi weszła na poważne tony: „Pani von der Leyen złamała prawo, ignorując zasady warunkowości. Ale co gorsza, naruszyła Traktaty, ponieważ moment podjęcia decyzji, w przededniu szczytu, ponad wszelką wątpliwość dowodzi, że miała ona służyć jednomyślności Radzie Europejskiej. Jest to sprzeczne z wymogiem niezależności Komisji Europejskiej”. A Daniel Freund z grupy Zielonych zagroził: „Nie powinien był dostawać 10 miliardów. I dlatego zwracamy się teraz do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i pozywamy Komisję. Do zobaczenia w sądzie”.

Dosyć tego!

Przedstawiciele Komisji i ambasadorowie przy UE przygotowujący lutowy szczyt nie tylko dobrze znali stanowisko większości Parlamentu Europejskiego, ale coraz wyraźniej je podzielali. Tym bardziej, że sam Viktor Orban odkrył karty. Zaczął wysyłać sygnały, że zgodzi się na te 50 mld dla Ukrainy, ale pod warunkiem, że rozłożona na 4 lata pomoc każdego roku będzie potwierdzana w jednomyślnej decyzji. Czyli że co roku, może szantażować unijnych przywódców wetem, by znowu wyszarpać dla siebie parę miliardów ze wspólnotowej kasy, lekceważąc rekomendacje Komisji Europejskiej dotyczące naprawy praworządności na Węgrzech. Zewsząd można było usłyszeć: dosyć tego!

Coraz głośniej mówiono o „obejściu” Węgier. Niech sobie premier Orban wetuje, a my udzielimy pomocy Ukrainie w gronie 26 państw w ramach umowy międzyrządowej. Fakt, to trudniejsze rozwiązanie, bo musiałoby się odbyć poza budżetem Wspólnoty, co komplikuje procedury. Po drugie odpowiedzialnym przywódcom zależało, by wysłać jasny sygnał do co najmniej dwóch stolic: Moskwy i Waszyngtonu. Putin o niczym innym nie marzy jak o rozbiciu jedności UE. Każdy dowód, że z tą jednością jest kłopot, to miód na jego serce. Waszyngton z kolei miał usłyszeć, że demokratyczny świat dalej uważa pomoc Ukrainie za priorytet i że Kongres powinien w końcu podjąć podobną decyzję.

Presja.

Dlatego postanowiono nacisnąć mocniej i zmusić Orbana do jedności. Dziwnym trafem na krótko przed szczytem wpływowy „Financial Times” napisał o bardzo realnym planie całkowitego zablokowania unijnych funduszy, odwrócenia się inwestorów od Węgier, załamania zaufania rynków finansowych, co doprowadziłoby do spadku kursu węgierskiej waluty i wpędziło gospodarkę w jeszcze większe kłopoty. Oczywiście oficjalnie żadnego planu nie było. „Dokument, na który powołuje się „Financial Times”, to jedynie nota informacyjna stworzona przez sekretariat unijnej Rady dotycząca węgierskiej gospodarki” – powiedział unijny urzędnik oczywiście prosząc o zachowanie anonimowości.

Dodatkowo pojawiły się sygnały, że Rada ds. Ogólnych może w końcu pójść dalej jeśli chodzi o trwającą wobec Węgier procedurę art. 7. Jak wiemy na końcu tej procedury jest pozbawienie kraju prawa głosu czyli de facto wyłączenie z procesu decyzyjnego. Parasol ochronny ze strony poprzedniego rządu polskiego został zwinięty przez ekipę Donalda Tuska, który sam jest szczególnie zaangażowany w pomoc Ukrainie i chętnie użyje każdego narzędzia, by przekonać Viktora Orbana do zniesienia weta. Gdy 1 lutego rano przywódcy państw i rządów przyjeżdżali do gmachu Rady było jasne, że nikt już nie odpuści i nie da się szantażować przez krnąbrnego Węgra.

Premier Estonii Kaja Kallas mówiła: „Mamy to nadzwyczajne spotkanie z powodu Węgier i oczywiście towarzyszy nam rosnąca frustracja…”  Irlandzki premier Leo Varadkar powiedział, że jest „bardzo sfrustrowany” premierem Viktorem Orbánem i dodał: „myślę, że wszyscy pozostali szefowie rządów też są”. Okazało się, że wszystko to, co poprzedziło szczyt świetnie zadziałało, bo po zaskakująco krótkich obradach pojawił się na platformie X komunikat szefa Rady Charlesa Michela: mamy umowę! I tak oto, ten który trzymał w szachu całą Unię skulił ogon i na wszystko się zgodził nie uzyskując dosłownie nic. Można by parafrazując Marka Grechutę zanucić: nie dokazuj miły, nie dokazuj.

Znaczenie szczytu.

I tu wracam do początkowego wątku czyli do powodów, dla których był to szczyt historyczny, poza przyznaniem pomocy Ukrainie i przeglądem budżetu UE. Przypadek z Orbanem pokazuje, że determinacja obrony praworządności jest ogromna i taryfy ulgowej już nie będzie. Warto zauważyć, że wielka determinacja, by walczącej Ukrainie pomóc jest ściśle połączona z tym samym! W konkluzjach z Rady w punkcie 5 napisano: „Jednym z warunków koniecznych do przyznania Ukrainie wsparcia w ramach Instrumentu jest utrzymanie i przestrzeganie przez Ukrainę skutecznych mechanizmów demokratycznych, między innymi wielopartyjnego systemu parlamentarnego, oraz praworządności, a także zagwarantowanie poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wdrażając Instrument, Komisja i Ukraina wprowadzają wszelkie odpowiednie środki w celu ochrony interesów finansowych Unii, w szczególności w odniesieniu do zapobiegania nadużyciom finansowym, korupcji, konfliktom interesów i nieprawidłowościom oraz wykrywania i korygowania tych zjawisk”.

Kolejny czynnik świadczący o historyczności szczytu to przywrócenie niemal w każdej europejskiej stolicy świadomości znaczenia wojny w Ukrainie dla pokoju w całej Europie, która po blisko dwóch latach wyraźnie słabła. Ursula von der Leyen podczas swojej konferencji prasowej po szczycie mówiła: „Rada Europejska ponownie potwierdziła niezachwiane zobowiązanie Europy do stania po stronie Ukrainy. Wszyscy wiemy, że Ukraina walczy za nas. Będziemy więc ją wspierać niezbędnym finansowaniem i zapewniać jej  przewidywalną, potrzebną pomoc, na jaką zasługują”. Wojna na Ukrainie to nie tylko sprawa Ukrainy, ale całej Europy” – przekonywała premier Danii Mette Frederiksen. I podkreślała, że „Rosja w dalszym ciągu stanowi największe zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego”.

Próby szantażowania wetem przez Viktora Orbana wzmocni dyskusję o sposobie podejmowania decyzji. Przeciwnicy odchodzenia od jednomyślności także z tego powodu byli wściekli na węgierskiego premiera. „Tu, w Brukseli, mamy system jednomyślności przy podejmowaniu ważnych decyzji, ale opiera się on na zasadzie, że wszyscy działają w dobrej wierze i są gotowi na kompromisy” – mówił irlandzki premier Leo Varadkar. „To nie jest europejski styl podejmowania decyzji. Uważam, że premier Węgier nadużywa zasady jednomyślności, a powinniśmy jej bronić” – stwierdził z kolei prezydent Litwy Gitanas Nausèda. Jak trafnie zauważył Jędrzej Bielecki z dziennika Rzeczpospolita w artykule pt. „Viktor Orban pcha Unię ku federalizacji” będzie rosła presja na zniesienie prawa weta przynajmniej w sprawach zagranicznych w Radzie UE. Jeszcze jeden paradoks: przeciwnik pogłębiania integracji robi wiele, by do tego doprowadzić!

W naszej Unii Europejskiej nie powinno chodzić o to, kto komu wykręci rękę. Zawsze była i jest tu wszechobecna zasada kompromisu, ale w ostatnich latach zrobiono w niej wyjątek: praworządność, wartości UE, prawa człowieka nie podlegają negocjacjom. I warto, by nie tylko Viktor Orban zrozumiał tę zasadę, ale każdy, kto chciałby kiedyś sprawdzić, czy dalej obowiązuje. Bo bez wątpienia usłyszy: nie dokazuj!

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL