O KPO uczciwie.

28.08.2023

Według wyliczeń Ministerstwa Finansów przedstawionych w marcu tego roku, napływ środków z Krajowego Planu Odbudowy oznaczałby w 2023 r. zwiększenie wzrostu PKB o 0,6 pkt. Ktoś powie: to niewiele! Problem w tym, że po niedawnym komunikacie GUS-u o naszym PKB w II kwartale (szybki szacunek), który zmniejszył się w ujęciu kwartał do kwartału o 3,7 proc. mamy prognozę PKB na ten rok między 0,4, a 0,7% PKB. To może szkoda, że KPO nie ma?

KPO w kampanii.

Pytania o KPO stały się znowu gorące w kampanii wyborczej. Podczas ostatniego posiedzenia sejmu 16 sierpnia posłowie Nowej Lewicy Krzysztof Śmiszek i Tomasz Trela pojawili się przy mównicy z plakatem, na którym było napisane „834 dni bez pieniędzy z KPO”. Długo nie demonstrowali, bo za chwilę wkroczył do akcji poseł Marek Suski z PiS-u, który z uśmiechem na twarzy zerwał tę część informującą od ilu dni moglibyśmy mieć pieniądze z KPO. Duże pieniądze – przypomnę – 158,5 mld zł, w tym 106,9 mld zł w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek. Ale samo ukrycie informacji posłów o liczbie dni, podczas których te pieniądze nie pracują dla Polski, niczego nie rozwiązuje, a staje się tematem wyborczego pojedynku.

Problem w tym, że w przeszłości pojedynek był sprawą honorową i odbywał się według ściśle ustalonych reguł, przestrzeganych przez obie strony. W tym wypadku to nie występuje. Mamy typowe kopanie się po kostkach, bez szacunku dla przeciwnik i faktów. 18 sierpnia w telewizji TVN24 wystąpił wiceminister finansów Artur Soboń, który na pytanie, dlaczego tych pieniędzy ciągle nie ma powiedział: „To jest niestety zaprzaństwo opozycji w Parlamencie Europejskim. Ta postawa naszej opozycji, że im gorzej, tym lepiej. To jest postawa antypaństwowa, która dzisiaj skutkuje tym, że tych środków rzeczywiście nie ma. Po to, żeby te środki pracowały dla polskiej gospodarki, żeby Polska nie traciła czasu, my już te środki de facto wydajemy„.

Prawda czasu, prawda ekranu.

To poważne oskarżenie i … całkowicie kłamliwe. Rola Parlamentu Europejskiego od samego początku, jak tylko krystalizował się Fundusz Odbudowy i Odporności, była ograniczona, co zresztą posłów bardzo irytowało. Był to bowiem projekt typowo międzyrządowy, bo to rządy wzięły na siebie plan zaciągnięcia wspólnego długu, z którego Fundusz jest finansowany. Na oficjalnej stronie Parlamentu Europejskiego można przeczytać, że „jako współprawodawca Parlament Europejski określił sposób wydatkowania środków RRF (z języka angielskiego: Recovery and Resilience Facility) . Wykonując swoją funkcję kontrolną, Parlament Europejski odgrywa kluczową rolę w nadzorowaniu wdrażania RRF, począwszy od oceny planów krajowych po ocenę wniosków o płatność składanych przez państwa członkowskie”. Ponadto „Parlament Europejski monitoruje wdrażanie planów krajowych i sprawdza, czy RRF przynosi rezultaty poprzez regularne dialogi z Komisją Europejską i pisemne pytania do Komisji Europejskiej, zlecanie badań zewnętrznym i opracowywanie wewnętrznych dokumentów badawczych”. Ale kluczowy jest ten zapis: „Parlament Europejski może wyrazić swoje poglądy na temat wdrażania RRF w drodze uchwał. Komisja Europejska powinna uwzględnić te opinie”.

Jak to wszystko rozumieć? Parlament opiniuje, monitoruje i może wyrazić swoją opinię w drodze uchwały (nie wiążącej nikogo) na temat wdrażania KPO. Czyli w trakcie wydawania pieniędzy na konkretne projekty! A przecież my nic nie wydajemy, bo nie mamy z KPO ani grosza! Posłowie z opozycji w PE nic nie mogą zrobić, by doszło do sytuacji, w której można odbierać pierwsze wypłaty z Funduszu!  Chcę wierzyć, że pan minister Artur Soboń to wie i wygaduje te opinie jedynie „na użytek wewnętrzny”.

Inni politycy obozu władzy wiedząc, gdzie powstał problem czy zator skupiają się na bagatelizowaniu sprawy, albo opowiadaniu, że wszystko jest „pod kontrolą”. Premier Mateusz Morawiecki mówił przed rokiem, że „KPO to 120–130 mld zł, zaokrąglając. Jak podzielimy to na sześć lat, to okrągło wychodzi 20 mld zł rocznie” –  dlatego – „nie jest to coś, co zmienia zasadniczo sytuację gospodarczą, finansową Polski”. Dalej szedł prezes NBP Adam Glapiński: „My bez środków unijnych, którymi teraz się nas szantażuje, jesteśmy w stanie doskonale zapewnić sobie ten dynamiczny rozwój”. ”. Kropkę nad „i” postawili prof. Karol Karski – „20 groszy leżących na ulicy” i niedawno wspomniany Marek Suski – „Nie chcę pieniędzy z KPO. Mnie na chleb wystarczy to, co mam”.

Tymczasem opozycja chce wygrać historię z KPO dla siebie w trwającej już oficjalnie kampanii. Nowa Lewica nie tylko wywiesiła „licznik dni bez KPO”, ale – dość ryzykownie – grozi prokuratorem! 24 sierpnia zorganizowała konferencję prasową, tym razem z udziałem Tomasza Treli i Krzysztofa Gawkowskiego. Było to tuż po tym, jak Zjednoczona Prawica przedstawiła swoje hasło wyborcze, które brzmi: „Bezpieczna przyszłość Polaków”. Dlatego szef klubu Lewicy powiedział: „Hasło Bezpieczna przyszłość Polaków jest niewiarygodne, brak pieniędzy z Funduszu Odbudowy to odwrócenie się od polskiej rodziny plecami. To że PiS nie sięga po środki z Unii Europejskiej to jest ekonomiczna zdrada stanu, a także policzek dla każdej Polki i każdego Polaka. Każdy z nas mógłby mieć więcej pieniędzy w portfelu”. Ale potem – jak rozumie w ferworze walki, politycy przedstawili taką oto groźbę: „Albo do końca wakacji wniosek o wypłatę pieniędzy z KPO, albo wniosek do prokuratury. Nawet jeżeli prokuratura teraz nie będzie chciała się tym zająć, to przyjdzie taki czas, że sprawdzi, dlaczego przez 841 dni Pan zwlekał”.

Ciekawe, kogo posłowie Lewicy chcieliby zaskarżyć w prokuraturze? Rząd raczej nie, bo ten przeprowadził negocjacje z Komisją Europejską co do treści KPO, ta wydała pozytywną opinię 1 czerwca 2022 roku, a Rada Unii Europejskiej czyli rządy zaakceptowała nasz plan 17 czerwca tegoż roku. W podjętych ustaleniach pojawiły się tzw. „duże kamienie milowe”, a wśród nich ten dotyczący systemy dyscyplinarnego sędziów. Było ustalone, że skoro istniejący system jest niezgodny z prawem UE co wykazał TSUE, to będzie on zmieniony na inny, szanujący wspólnotowe standardy państwa prawa. Pojawiła się w Polsce nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, przeszła przez parlament i wylądowała na biurku Prezydenta RP. Andrzej Duda 10 lutego br.  w publicznym orędziu oznajmił: „Podjąłem decyzję o skierowaniu ustawy do Trybunału Konstytucyjnego w trybie prewencyjnym, czyli ustawa nie będzie obowiązywała, dopóki TK nie wypowie się na temat jej zgodności z konstytucją”.

Ten wniosek pana Prezydenta politycy opozycji – w tym lewicy – komentowali zgodnie: „Decyzja prezydenta o skierowaniu ustawy o Sądzie Najwyższym do Trybunału Konstytucyjnego to wstrzymanie pieniędzy z KPO”. Skoro tak, to może głowa państwa powinna stanąć przed prokuratorem, jeśli Lewica wniosek do prokuratury złoży! Ale może idąc tropem dalszych wydarzeń, są kolejni, potencjalni klienci prokuratora? Jak pamiętamy, obecny Trybunał Konstytucyjny jest skłócony, z powodu sporu o to, czy pierwsza Prezes TK jest prezeską, nie jest w stanie zebrać się w wymaganym składzie, by ocenić wniosek Prezydenta RP. To może oni podpadają pod pomysł Lewicy?

Wszystko to wygląda na ponury żart, felietonową, słowną dezynwolturę. Ale to jednak poważna sprawa dotycząca poważnych pieniędzy. Dlatego też opozycja powinna zachowywać się poważnie i nie obiecywać czegoś, co jest niemożliwe do załatwienia w prosty sposób. Obietnica złożona przez posła Krzysztofa Śmiszka 18 sierpnia, że „- Pierwszą rzeczą jaką zrobi nowy rząd demokratycznej opozycji, rząd w którym Lewica będzie uczestniczyła, będzie złożenie wniosku o płatność i doprowadzenie do tego, że kwestie niezależności sędziowskiej będą uregulowane zgodnie z traktatami i Konstytucją” jest obietnicą wyborczą, pomijającą obiektywne trudności.

Wiele „czy?”

Wniosku o płatność nie można złożyć, dopóki „duży kamień milowy” nie będzie spełniony. Może go spełnić obecny Trybunał Konstytucyjny rozpatrując wniosek Prezydenta RP. Nawet gdyby się zebrał w wymaganym składzie i wydał opinię, że nowelizacja ustawy jest zgodna z konstytucją, to jeszcze Komisja Europejska będzie musiała to nowe prawo ocenić. A – jak pamiętamy – jest wiele zastrzeżeń w samej Polsce co do przekazania spraw dyscyplinarnych sędziów do NSA. A co będzie, gdy nasz TK się nie zbierze? Czy ewentualnie nowy obóz władzy w Polsce będzie mógł wymusić na nim wydanie orzeczenia? Czy będzie chciał liczyć na ten trybunał, którego legalności nie uznaje? Czy nowy rząd przekona Prezydenta Andrzeja Dudę, by – w razie dalszego pata w TK –  wycofał swój wniosek? Czy to możliwe?

Jak widać tych pytań jest wiele. Można rozumieć opozycję, że chce zbierać punkty nagłaśniając problem braku KPO. Że chce akcentować konieczność wyjścia z obecnej, „technicznej recesji” do czego wydatnie może przyczynić się impuls inwestycyjny po uruchomieniu projektów zapisanych w KPO. Ale uczciwość nakazuje wskazywać też poważne trudności, jakie jawią się na horyzoncie. Także to, że nie będzie łatwo w Polsce z obecnym TK i Prezydentem załatwić wszystko w parę tygodni.

Maciej Zakrocki

 

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL