Jak się zachować na urodzinach?

28.11.2022

W miniony wtorek Parlament Europejski uroczyście obchodził swoje 70-te urodziny. Z tej okazji do Strasburga, traktatowej siedziby tej instytucji przyjechali poza posłankami i posłami premierzy: Alexander de Croo, premier Belgii, premier Luxemburga Xavier Bettel i pani premier Francji Élisabeth Borne. Służby parlamentarne ds. komunikacji przygotowały rocznicowy klip video, w którym pojawiły się miłe naszemu oku kadry: Jan Paweł II przemawiający w sali plenarnej w 1988 roku, gdy mówił o potrzebie posiadania przez Europę dwóch płuc, Lech Wałęsa, który w 1991 dziękował parlamentowi za wsparcie w czasie stanu wojennego. I tak to mogło wyglądać do końca uroczystości…

Trochę o historii

Tę otworzyła obecna przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Roberta Metsola, posłanka z Malty, trzecia w dziejach kobieta piastująca tę funkcję. „W 1952 r. w Strasburgu Paul-Henri Spaak przewodniczył otwarciu pierwszej w historii sesji Wspólnego Zgromadzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Był to początek działalności tej instytucji. W ciągu 70 lat Zgromadzenie rosło w siłę. W 1962 r. zmieniło nazwę na Parlament Europejski. W 1973 r. otwarto pierwszą własną salę obrad w Luksemburgu, gdzie do dziś pracuje wielu naszych pracowników. Z czasem aktywność komisji parlamentarnych i grup politycznych rozwinęła się w Brukseli, ponieważ wraz ze wzrostem uprawnień Parlamentu pojawiła się jego zwiększona kontrola nad innymi instytucjami Unii Europejskiej – przypominała historię Izby przewodnicząca.

Mimo podniosłego nastroju uznała, że nie ma co jedynie lukrować obrazu Parlamentu Europejskiego i podkreśliła, że nie działa idealnie. „Nasze długotrwałe procedury czasami frustrują. Postęp nie zawsze jest wystarczająco szybki, głęboki lub wystarczająco łatwy. Musimy ciągle się zmieniać, musimy naciskać na zmiany na lepsze, dzień po dniu. Ale jestem dumna z naszych osiągnięć, z naszej drogi, z tego, że Europa jest latarnią morską w obronie demokracji, z tego, że nigdy nie byliśmy obojętni, że nigdy nie odwracaliśmy wzroku”.

Trochę o współczesności

O tym jak bardzo zmienił się nasz świat, jak olbrzymich zmian dokonano w Zjednoczonej Europie mówił – podając siebie za przykład – kolejny mówca, premier Luxemburga Xavier Bettel: „Ja sam w czasie drugiej wojny światowej nie miałbym prawa do życia będąc liberałem, mając żydowskie pochodzenie, będąc mężem Belga, co nie ma znaczenia, ale po prostu tylko dlatego, że jestem homoseksualistą pochodzenia żydowskiego i liberałem, byłbym trzykrotnie skazany na śmierć! A dziś jestem wolny i stoję tu przed wami. Jestem szefem rządu i to jest właśnie projekt europejski”.

Alexander de Croo, premier Belgii zwrócił z kolei uwagę na ten aspekt: „Chciałbym wyrazić uznanie za pracę, jaką ten Parlament wykonał na rzecz ochrony demokracji i praworządności w Europie. Nie możemy pozostawić walki o prawa podstawowe wyłącznie sądom. My, politycy, również musimy wykonać swoją część tej pracy. Jako członek Rady Europejskiej pochwalam wytrwałość tego Parlamentu i wiodącą rolę, jaką odegrał on w tej dziedzinie. Potrzebujemy was, potrzebujemy waszego wsparcia, aby być uważnym strażnikiem w tym obszarze”.

Élisabeth Borne, premier Francji, mówiła o wojnie w Ukrainie, która każe nam pamiętać o zagrożeniach, jakie niosą autokracje i o konieczności budowy suwerennej Europy, czemu Francja bardzo sprzyja. Nie szczędziła też po prostu miłych słów z okazji okrągłej rocznicy: „Europa bogata dzięki różnorodności swoich mieszkańców i ich państw, jest najlepszym lekarstwem na szkodliwy dyskurs o Europie technokratycznej i odizolowanej. Żywotność Parlamentu Europejskiego to żywotność Europy i dlatego chciałam świętować tę ważną dla Unii rocznicę z wami, posłami do Parlamentu Europejskiego, a za waszym pośrednictwem ze wszystkimi Europejczykami, ponieważ ta ważna rocznica dotyczy nas wszystkich”.

Trochę o przyszłości

Potem były wystąpienia szefów grup politycznych w podobnym tonie, co nie znaczy, że bez wskazywania konieczności poprawiania pracy parlamentu i wzmacniania jego pozycji. Manfred Weber, lider chadeków rodem z Bawarii podkreślił: „Musimy wzmocnić Parlament Europejski poprzez nadanie mu prawa do inicjatywy ustawodawczej, pełnych praw do wpływania na budżet Unii i pełnymi prawami do prowadzenia śledztw w interesie naszych obywateli”. Po czym zwracając się do premierów dodał, że naprawdę na nich, członków Rady Europejskiej liczy, że poprą te pomysły, że będą realizować to, co tu powiedzieli i że udowodnią, iż nie były to jedynie słowa okolicznościowe.

Liderka drugiej siły w Parlamencie Europejskim, czyli socjalistów, Hiszpanka Iratxe García Pérez przypomniała wszystkim posłankom i posłom, że formalnie nie są oni przedstawicielami swoich państw, ale wszystkich Europejczyków. „Przynajmniej ja tak się czuję, gdy obywatele Węgier czy Polski proszą nas, abyśmy nie zostawiali ich w autorytarnym dryfowaniu ich rządów”. Z kolei Francuz Stéphane Séjourné, lider liberałów z grupy Renew Europe, dowodził, że Parlament Europejski cieszy się uznaniem obywateli czego dowodem była wysoka frekwencja w wyborach w 2019, przewyższająca tę z 2015 o 18 milionów osób! „W niektórych krajach frekwencja wyborcza w eurowyborach przekroczyła nawet frekwencję w wyborach krajowych! Europejczycy rozumieją lepiej niż ich media, a na pewno lepiej niż ich własne rządy, że to tutaj poprawia się ich codzienne życie i pisze się ich przyszłość”.

Potem na mównicy pojawił się Włoch Marco Zanni, przywódca grupy Tożsamość i Demokracja, o której zwykle mówimy, że skupia eurosceptyków, bo są w niej politycy francuskiego Zgromadzenia Narodowego Marine Le Pen czy Alternatywy dla Niemiec. Tymczasem Zanni mówił między innymi: „Musimy zmotywować wszystkich do ponownego odkrycia tego poczucia wspólnego interesu w stawianiu czoła wyzwaniom oraz w znajdowaniu skutecznych i szybkich rozwiązań w tej ponurej chwili, którą niestety przeżywamy. Dlatego zachęcam was do refleksji, do odzyskania właśnie tego ducha, który w 1952 r. dał impuls do stworzenia tego, czym ta instytucja jest dzisiaj”.

Zgrzyt

Potem głos zabrał prof. Ryszard Legutko w imieniu grupy Konserwatystów i Reformatorów. Już pierwsze zdanie odkrywało charakter całego wystąpienia. „Dwie minuty prawdy, gorzkiej prawdy. Gorzka prawda jest taka, że Parlament Europejski wyrządził w Europie wiele szkód”. Zapanowała konsternacja, ale niezrażony współprzewodniczący grupy mówił dalej: „Parlament zaraził Europę bezwstydną stronniczością, a infekcja stała się tak zaraźliwa, że rozprzestrzeniła się na inne instytucje, takie jak Komisja Europejska. Parlament zrezygnował z podstawowej funkcji reprezentowania ludzi. Zamiast tego stał się maszyną do realizacji tzw. projektu europejskiego, zrażając w ten sposób miliony wyborców. Parlament stał się politycznym narzędziem lewicy do narzucania jej monopolu poprzez zaciekłą nietolerancję wobec wszelkich odmiennych poglądów”.

Całe dwie minuty były w tym stylu. Roberta Metsola powiedziała tylko: „Profesorze Legutko, swoimi dwiema minutami udowodnił pan, że w tej Izbie rzeczywiście istnieje pluralizm, różnorodność i demokracja”. Słów profesora słuchali przedstawiciele Komisji Europejskiej z Ursulą von der Leyen na czele, reprezentanci czeskiej prezydencji, tłumy na galerii. Po zakończeniu ceremonii w kuluarach aż wrzało, bo trudno było zrozumieć jak profesor zacnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, tłumacz i komentator dzieł Platona, mógł coś takiego mówić w takiej chwili! Czy ktoś przychodzi na urodziny do czyjegoś domu z zamiarem obrażania gospodarzy, gości, rodziny? Nawet jak za wszystkimi nie przepada? „Oburzające, nieprawdziwe, niemądre, wzmacniające odruchy zlekceważenia” – mówił mi Włodzimierz Cimoszewicz, były premier i szef polskiej dyplomacji, obecnie poseł w tym parlamencie. Problem w tym, że to może być coś znacznie poważniejszego.

Po co to było?

Od wielu już tygodni można odnieść wrażenie, że w obozie władzy w Polsce uznano, iż bez unijnych pieniędzy na KPO, zagrożonych wypłatach z „normalnego” budżetu Unii, utrzymywaniu wysokich, finansowych kar nałożonych przez TSUE nie dadzą rady. Dług publiczny urósł do niebotycznych rozmiarów, dalsze wyprowadzanie wydatków poza budżet staje się niemożliwe, a rentowność obligacji jest na tak wysokim poziomie, że dalsze pożyczanie jest kosmicznie drogie. Miliardowe dotacje z UE lub bardzo tanie pożyczki są niezbędne. Z obozu premiera Morawieckiego popłynął do Brukseli sygnał: jesteśmy gotowi dogadać się, czyli spełnić w końcu kamiennie milowe, na które żeśmy się zgodzili. Nawet za cenę zmian legislacyjnych.

Wola dialogu jest zawsze dobrze widziana w Berlaymont czyli siedzibie Komisji Europejskiej. Język porozumienia, kompromisu to lingua franca we Wspólnocie. Można było tłumaczyć, że konfrontacyjny ton utrzymują jedynie politycy z Solidarnej Polski, ale to przecież margines, polityczny plankton, który bez PiS-u nie istnieje. Nie ma się czym przejmować. Ważne co mówi prezes Jarosław Kaczyński, a ten ostatnio złagodził ton, zachęca do elastyczności w podejściu do sprawy. Gdy wydawało się, że idzie ku lepszemu, szef delegacji Zjednoczonej Prawicy w Parlamencie Europejskim w obecności Ursuli von der Leyen był uprzejmy zauważyć, że „Parlament zaraził Europę bezwstydną stronniczością, a infekcja stała się tak zaraźliwa, że rozprzestrzeniła się na inne instytucje, takie jak Komisja Europejska”.

Nie jestem ekspertem od technik negocjacyjnych, coś słyszałem, że przydaje się w rozmowach „dobry” i „zły” policjant. Ale w tym wypadku nie wydaje mi się, że było to dokładnie przemyślane i miało znamiona głęboko przemyślanej strategii. Po uroczystości, jeszcze w sali plenarnej podszedł do przewodniczącej Komisji Europejskiej polityk, który prosił o zachowanie anonimowości relacjonując mi tę sytuację. Zapytał o wrażenia i usłyszał, że to nie pozostanie bez wpływu na rozmowy, bo odniosła wrażenie, że to było odsłonięcie kart, pokazanie prawdziwego stosunku do Unii i jej instytucji.

Chyba rzeczywiście już niewielu polityków w Europie „daje się nabrać”. Podawano przykład Wiktora Orbana, że jest sprytny, że umie „grać z Brukselą”, potrafi zrobić krok wstecz, gdy zależy mu na osiągnieciu celu, czyli dostać pieniądze. Tak miało być i teraz, gdy rząd węgierski obiecał przeprowadzić 17 reform, które miały przywrócić w państwie rządy prawa. „Węgierski parlament nieprzerwanie pracuje od końca września. I każdy wniosek legislacyjny oraz kolejne poprawki, tekst po tekście, są koordynowane ze służbami Komisji Europejskiej” – zapewniała węgierska minister sprawiedliwości Judit Varga. A mimo to w minioną środę Ursula von der Leyen oznajmiła, że rząd Orbána nie wypełnił obietnic dotyczących walki z korupcją. Dlatego Bruksela dalej będzie blokować płatności w ramach funduszu odbudowy w wysokości około 5,8 mld euro, dopóki Budapeszt rzeczywiście nie wypełni zobowiązań. Równocześnie, w tym „historycznym posunięciu” – jak je skomentował portal politico.eu – Komisja zdecydowała, że zaleci też zamrożenie 7,5 mld. euro ze zwykłego budżetu UE.

Można uznać, że Ursula von der Leyen skorzystała z rady… Jarosława Kaczyńskiego i powiedziała: „dosyć tego!”. I trudno tu mieć poczucie satysfakcji, bo przecież polityka rządów w Budapeszcie i Warszawie szkodzi obywatelom Polski i Węgier. Można zakrzykiwać rzeczywistość i godzinami powtarzać, że to Bruksela łamie umowy, nie dotrzymuje słowa, oszukuje. Może jednak lepiej wielokrotnie powtarzać wystąpienie prof. Ryszarda Legutki podczas uroczystego posiedzenia Parlamentu Europejskiego, a na koniec zapytać: kto naprawdę jest za porozumieniem, dialogiem, kompromisem….?

 

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL