Nie lękajmy się.

27.01.2025

Wystąpienie 22 stycznia premiera Donalda Tuska przed Parlamentem Europejskim nie mogło być planem pracy Rady Unii Europejskiej na najbliższe sześć miesięcy. Bo prezydencja to setki spotkań w sprawach, które są w unijnej agendzie od dawna, a tylko niektóre, nowe można do niej dołożyć. A polski rząd będzie koordynował, pracował nad kompromisami i szukał jedności tam, gdzie jest konieczna. Tyle i aż tyle. 

Plusy dodatnie.

To dlatego polski premier przyjechał do Strasburga, by przede wszystkim zaapelować o więcej wiary w siłę Europy, bo szczególnie po amerykańskich wyborach, trwającym od miesięcy politycznym kryzysie we Francji i Niemczech, po przygnębiających informacjach z ukraińskiego frontu, zapanował powszechny pesymizm, jakiś marazm, czekanie na nieznane. I choć niektórzy odbierali poszczególne zdania Donalda Tuska jako naśladowanie Donalda Trumpa, to jednak duża część sali aprobowała dodające wiary słowa polskiego premiera. Gdy powiedział „Podnieście wysoko swoje głowy. Europa była, jest i będzie wielka. Europe is, Europe was and Europe will always be great” – rozległy się gorące, długotrwałe oklaski.

Premier zapewniał, że nie chodzi mu tylko o slogany: „Jak często zapominamy o tym, że Unia Europejska to 450 milionów ludzi, to 27 dumnych państw narodowych, które potrafiły przez lata, potrafią dziś i będą potrafiły jutro uzgadniać, czasami w trudnych procesach, ale uzgadniać wspólne stanowisko. I to w tak krytycznych momentach jak kryzysy finansowe, energetyczne, migracyjne, terrorystyczne, pandemia, wojna za naszą wschodnią granicą. Zobaczcie, jak bardzo rzetelnie, z jaką determinacją narody europejskie, państwa członkowskie, instytucje, Unia Europejska jako całość podchodzimy do tych wyzwań. I nie ma naprawdę żadnego powodu, aby Europa dzisiaj, szczególnie dzisiaj, uznała, że znaleźliśmy się w jakichś absolutnie egzystencjalnych kłopotach i problemach”.

Plusy ujemne.

Oczywiście nikt rozsądny problemów nie lekceważy, a uznając, że wszystko w naszej Unii idzie dobrze byłoby zaprzeczaniem faktom. Słynne już raporty Mario Draghiego czy Enrico Letty jasno pokazują, jak bardzo Unia Europejska straciła do najszybciej i nowocześniej rozwijającego się świata.  Wiemy jakie ma ograniczenia i jak dużo musi zrobić, by zły trend odwrócić. Ale też należy zgodzić się z Donaldem Tuskiem, że brak wiary we własny potencjał utrudnia drogę do przodu. „Nazwijmy rzecz po imieniu: ta, jak niektórzy uważają, rewolucyjna zmiana polityczna w Stanach Zjednoczonych spowodowała pewną polityczną dezorientację w wielu państwach europejskich. Padły pewne słowa, deklaracje polityczne, które uzasadniają to poczucie dezorientacji czy niepewności u niektórych polityków. Ale w żaden sposób nie usprawiedliwiają czy nie uzasadniają tego upadku ducha europejskiego. (…) Kiedy słyszymy przywódców innych państw, słuchaliśmy wszyscy uważnie choćby inauguracyjnego przemówienia prezydenta Donalda Trumpa,  to przywódcy innych państw i innych potęg mówią z dumą i satysfakcją o swoich dokonaniach, o tradycji, o wielkiej przeszłości i wielkiej przyszłości. Europa ma prawo mówić tak samo dosadnie, tak samo głośno, z takim samym przekonaniem o swojej wielkości z przeszłości, teraźniejszości i o swojej wierze w wielką przyszłość naszego kontynentu i naszej Unii. Musimy tylko szeroko otworzyć oczy i nie obrażać się na zmianę okoliczności”.

A przede wszystkim – przekonywał Donald Tusk – musimy wziąć za siebie większą odpowiedzialność. Nie debatować przez lata nad propozycją Macrona, by budować strategiczną suwerenność, tylko to robić. Nie wylewać hektolitrów atramentu na kolejne raporty, analizy, opracowania, tylko wdrażać w życie rzetelnie przygotowane plany działania. Czy pamiętamy na przykład coś takiego, co nazywało się strategią lizbońską? Otóż był to bardzo rozsądny plan rozwoju Unii Europejskiej przyjęty przez Radę na posiedzeniu w Lizbonie w marcu 2000. Jego realizacja miała doprowadzić do uczynienia z Europy w ciągu 10 lat najbardziej dynamicznego i konkurencyjnego regionu gospodarczego na świecie, rozwijającego się szybciej niż Stany Zjednoczone! Wszyscy przywódcy państw i rządów się pod tym podpisali!  Co obiecali zrobić do 2010 roku? Że inwestycje na badania i rozwój (R&D) wzrosną do 3% PKB, że zredukowana zostaną biurokracja i utrudnienia dla przedsiębiorczości i że nastąpi wzrost zatrudnienia do 70% dla mężczyzn i 60% dla kobiet. Nie dość, że nic do 2010 roku z tych obietnic nie spełniono, to i 14 lat później te założenia są odległe od stanu faktycznego.

Ale co zrobiono, gdy w 2010 roku (na marginesie na konferencji w Warszawie) okazało się, że nie wyszło? Ogłoszono koleją strategię!  Rada Europejska przyjęła ją 17 czerwca 2010, a nazwano ją: „Europa 2020 – strategia na rzecz inteligentnego i zrównoważonego rozwoju sprzyjającego włączeniu społecznemu”. Cierpliwy papier znowu przyjął ambitne plany. Tymczasem reszta świata pisała mniej dokumentów, tylko robiła skok w przyszłość. A jak to się skończyło to wspomniane raporty dobrze pokazują. Tylko co poza tym, że panowie Draghi i Letta zrobili dobrą robotę? Donald Tusk w Strasburgu mówił: „Wiem, ile to wysiłku i odwagi będzie kosztowało, ale apeluję do Was, do Waszej wyobraźni., bądźcie w tej kadencji Parlamentem, który zdobędzie się na wielki wysiłek deregulacji. Bądźcie odważni. Odrzućcie rutynę. Prezydencja polska, jestem przekonany, także instytucje europejskie, nie poprzestaniemy już tylko na czytaniu sprawozdań Draghiego, innych ostrzeżeń, tylko weźmiemy się ostro do roboty. To naprawdę będzie wasz pomnik, jeśli będziecie potrafili inaczej niż to było dotychczas, zaproponować Europie wielką akcję deregulacji. Bo od tego będzie zależała nasza konkurencyjność”.  

Mniej słów, więcej czynów.

Opisując pokrótce 7 obszarów, które wpisane zostały pod jednym hasłem: Bezpieczeństwo, Europo, polski premier zasygnalizował problemy, których pokonanie poprawi konkurencyjność europejskiej gospodarki. Przede wszystkim wspomniana deregulacja. Drugim ważnym elementem jest bezpieczeństwo energetyczne i obniżenie cen energii. „Bezpieczeństwo energetyczne to też konkretne zadania, które spowodują, że energia w Europie nie będzie najdroższa, jeśli nie najtańsza, to porównywalna z innymi potęgami gospodarczymi. Słuchajcie, dosyć już tych nieskończonej ilości sprawozdań, artykułów, komentarzy, narad, Rad Europejskich temu poświęconych, waszych debat. My po prostu musimy uczciwie sobie powiedzieć, że niektóre regulacje europejskie doprowadziły obiektywnie do tego, że cena energii w Europie, w niektórych krajach europejskich, jest nieakceptowalnie wysoka. Jak wy chcecie konkurować z gospodarką amerykańską czy chińską, jeśli będziemy mieli trzykrotnie droższą energię?

No dobrze, ale czy jest na to jakiś pomysł? Jak pogodzić konieczność walki ze zmianami klimatycznymi, redukcji CO2, z obniżaniem cen energii. Zieloni mają na to odpowiedź, którą zresztą podczas debaty z premierem podrzucali: energia ze źródeł odnawialnych jest tania i czysta. Ale dobrze wiemy, że szybkie zastąpienie tradycyjnej energetyki węglowej czy gazowej na źródła odnawialne łatwe nie jest, wymaga wielkich inwestycji i politycznej woli. Gdy to wszystko nie zadziała, jak na przykład w Polsce, to takie systemy jak ETS, który miał niejako przymusić do transformacji energetycznej i częściowo ją sfinansować, staje się kulą o gospodarczej nogi, bo za „brudną” energię płaci się krocie. W tej sprawie Donald Tusk mówił tak: „Europa nie może przegrać konkurencji globalnej, nie może stać się kontynentem ludzi i idei naiwnych. Jeśli zbankrutujemy, to nikt już nie będzie dbał o środowisko naturalne na świecie, więc bardzo proszę, żebyśmy rzetelnie podeszli do pełnego i bardzo krytycznego przeglądu wszystkich regulacji, także tych wynikających z Zielonego Ładu. I żebyśmy naprawdę potrafili nie tylko wskazać, ale także zmienić wszystkie te zapisy, które mogą doprowadzić do wysokich cen, jeszcze wyższych cen energii. Przed nami jest na przykład kwestia ETS2. Wysokie ceny energii mogą zmieść niejeden rząd demokratyczny w Unii Europejskiej. Naprawdę zdajcie sobie z tego sprawę”.  

Brak konkretów?

Politycy z naszej opozycji w dość niewybredny, a czasem przy użyciu skandalicznego języka, zaatakowali premiera, że nie przedstawił żadnych konkretów, co do zmiany lub „wyrzucenia do kosza” ETS2 i całej tej „zielonej ideologii”. Albo nie wiedzieli co mówią, albo wiedzieli, tylko przemawiali „na użytek wewnętrzny”. Chodziło o wykorzystanie parlamentarnej debaty do deprecjonowania i atakowania obecnie rządzącej ekipy. Swoją drogą, jak przypominam sobie oskarżenia w minionych latach pod adresem ówczesnej opozycji, że „donosi na Polskę”, to tym razem widać było jak na dłoni, że rzeczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

A wracając do zarzutu, że nie było konkretów. Wystarczy po prostu zajrzeć na stronę Rady UE i przeczytać czym jest prezydencja! Otóż „prezydencja pilnuje w Radzie UE czterech spraw:

ciągłości działań UE: należytego stanowienia prawa, współpracy między państwami członkowskimi,  współpracy i koordynacji działań z pozostałymi instytucjami UE.

Rolę tę można porównać do roli gospodarza przyjęcia, który dba, aby wszyscy goście dobrze się czuli: mogli podczas posiłku wygłaszać odmienne opinie, ale opuszczali przyjęcie w dobrych stosunkach i z poczuciem wspólnej misji. Aby być skuteczna, prezydencja staje się bezstronnym mediatorem, wznoszącym się ponad własne interesy”. W praktyce oczywiście trochę o te „własne interesy” można zadbać, próbując dorzucać ważne dla kraju prezydencji tematy. Ale żaden premier państwa sprawującego przewodnictwo w Radzie nie może wyjść i powiedzieć: system ETS2 postanowiłem wyrzucić do kosza. Zapomnijmy o tym. Jeśli ktoś ma naprawdę takie oczekiwania, to nie ma pojęcia o czym mówi.

Emocje są ważne.

Dlatego – trzymając się porównania do gospodarza przyjęcia – Donald Tusk w Strasburgu mógł mówić ogólnie, a powinien właśnie zwracać uwagę na niezrozumiałą do końca apatię Europejczyków i konieczność wyjścia ze stanu niemożności. I to zrobił! Do historii przechodzą te przemówienia, które odwoływały się do emocji, jak słynne „I have a dream” Martina Lutera Kinga czy przywołane w formie parafrazy przez polskiego premiera słowa Kennedy’ego: “Nie pytajcie już więcej Ameryki, co może zrobić dla naszego bezpieczeństwa. Pytajcie samych siebie co wy, co my możemy zrobić dla naszego bezpieczeństwa?” Techniczne mowy są dobre na spotkania Rady UE czy na naukowe seminaria. Na takim forum jak Parlament Europejski należy odwoływać się do emocji i próbować poruszyć serca słuchających. Roberta Metsola, przewodnicząca PE w powitalnym wystąpieniu sięgnęła do słów Jana Pawła II-go: „Kroki, które wspólnie podejmiemy w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, będą decydujące dla naszej Unii i nie ma czasu do stracenia. Czas na działanie jest teraz. Jak powiedział wielki Polak, papież Jan Paweł II, przyszłość zaczyna się dziś, nie jutro”.

Donald Tusk kończąc swoje przemówienia tak do tego nawiązał: „Przywołałaś, droga Roberto, słowa polskiego papieża. Dla nas one są ważne. Nie tylko to, co powiedziałeś o przyszłości. My pamiętamy w Polsce słowa, które stały się źródłem siły i zwycięstwa Solidarności, a więc Europy też w jakimś sensie. W czasie nocy komunizmu w Polsce. Be not afraid. Nie lękajcie się. Takie słowa usłyszeliśmy i one były źródłem siły. Więc dzisiaj chciałbym to powtórzyć, cytując jeszcze raz te słowa: be not afraid. Wszystko rozegra się w Waszych głowach. Wszystko rozegra się w naszych sercach. Przyszłość jest naprawdę w naszych rękach, nie chińskich, nie rosyjskich, nie amerykańskich – w naszych rękach”.      

Uważam, że warto nad tym chwilę się zastanowić.    

Maciej Zakrocki

 

   

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL