Tak dla Polski

11.05.2022

Chciałbym ten tekst zadedykować Markowi Goliszewskiemu. Nie tylko dlatego, że stworzył mi okazję dzielenia się z Państwem moimi refleksjami nad tym, co się dzieje w Unii Europejskiej i jak niedobrze się dzieje z Polską we Wspólnocie w ostatnich latach. To także swoiste podziękowanie dla Niego za to wszystko co BCC pod jego kierownictwem robiło dla silnej Polski w silnej Europie. Najlepiej o tym świadczącym symbolem jest zawiązana 17 września 2007 roku Koalicja ProEuro, ale przecież było tego mnóstwo i niemal na co dzień.

„Najważniejsze, by nie poprzestawać w wysiłkach w wyjaśnianiu, opisywaniu, tłumaczeniu, demaskowaniu kłamliwych informacji o Unii Europejskiej” – mówił mi Marek poruszony tym, co się stało w Wielkiej Brytanii 26 czerwca 2016 roku. Brexit był skutkiem długotrwałej kampanii w brytyjskich mediach ośmieszającej Unię przy pomocy kłamliwych informacji, a niewątpliwie umiejący zdobywać publiczność Nigel Farage i jemu podobni doskonale te kłamstwa wykorzystywali. Gdy się spojrzy na specjalną podstronę internetowej strony Komisji Europejskiej poświęconą „faktom i mitom o UE”, miażdżącą większość stanowią fragmenty tekstów z brytyjskiej prasy. Niektóre powstawały już w latach 80-tych XX wieku, a więc ponad ćwierć wieku przed brexitowym referendum. Mała próbka?

„The Sun” z 19 października 1994 roku informował, że „Bruksela zamierza wprowadzić standardowe europejskie prezerwatywy odmawiając w tej sprawie skorzystania z zasady subsydiarności, co pozwoliłoby uwzględniać jednak różne narodowe charakterystyki męskiego organu. Proponowany kompromis jest zwyczajnie niewystarczający, by zmieściły się w nim brytyjskie aktywa.” I choć można uznać, że napisane to było z dowcipem, to było to jednak… kłamstwo. Komisja Europejska wyjaśniała, że jakakolwiek standaryzacja prezerwatyw na wspólnym rynku dotyczyć może jedynie jakości, a nie… rozmiaru. Co więcej, zwracając się w 1991 roku do CEN, czyli Europejskiego Komitetu Normalizacyjnego, z ideą wprowadzenia europejskich standardów bezpieczeństwa dla tych produktów, zaznaczała, że i tak będzie tu stosowana zasada dobrowolności dla państw członkowskich. Ale o tym już czytelnik „The Sun” się nie dowiedział.

W Polsce po zmianie rządów w 2015 roku nowa ekipa dała zielone światło do „obrzydzania” Unii, z którą rozpoczęła trwającą do dzisiaj walkę o praworządność. Kolejne „reformy” wymiaru sprawiedliwości spotykały się z krytyką Brukseli, co z kolei rodziło potrzebę budowania odpowiedniego przekazu dla wyborców. Przejęte w sposób wyjątkowo brutalny media publiczne zaczęły sączyć antyunijną propagandę, czyli robiły to wszystko, co brytyjskie tabloidy przez dekady. Marka to bardzo niepokoiło. Zaproponował mi na początku czerwca 2016 roku, bym pisał i właśnie wyjaśniał, wskazywał nieprawdę w propagandowych przekazach dnia.

Nie wiem, w jakim stopniu podołałem, ale wiem, że się starałem. I by wypełnić to zobowiązanie przechodzę od razu do kolejnej, najnowszej sprawy, która wymaga wyjaśnienia. Oto w miniony wtorek w Parlamencie Europejskim odbyła się krótka dyskusja o tym, że w Radzie Unii Europejskiej od blisko pięciu lat toczy się postępowanie wobec Polski na podstawie artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Wobec Węgier trwa to z kolei od połowy 2018 roku. Przypomnę, to artykuł dotyczący „Stwierdzenia przez Radę ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie wartości Unii.” Zdaniem zdecydowanej większości posłów do Parlamentu Europejskiego Rada nie traktuje swojej powinności poważnie. Tzw. „wysłuchań” z udziałem przedstawiciela polskiego rządu było w tych latach 5, a w przypadku Węgier – 3! Na dodatek ta opieszałość jest o tyle nieusprawiedliwiona, że cały czas rządy tych państw lekceważą zasady rządów prawa, nie wypełniają wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE, za nic sobie mają opinie innych szanowanych gremiów, jak Trybunał Praw Człowieka czy Komisja Wenecka. Jak do tej sprawy podeszli rządzący i ich media?

Przekaz ustalił w debacie poseł Joachim Brudziński, który mówił: „Po co zaplanowaliście tę debatę o naszej praworządności?! Czy chcecie zagłuszyć swoje palące sumienia? Wstyd, o którym każdego dnia przypominają wam wasi dziennikarze i obywatele? Ponad milion Ukraińców zostało porwanych i wysłanych do Rosji, często na Syberię. To samo robił z Polakami 80 lat temu Stalin. A to wszystko dzieje się na naszych oczach. A co robicie Wy? Europejscy politycy? Politycy, którzy mają czelność dzisiaj pouczać polski rząd. Wasz „zielony ład” ma być zasilany ruskim gazem. Wasi przywódcy namawiają wasze firmy, by nie likwidować biznesów w Rosji, bo marzą wam się brudne, poplamione krwią ruble, które wymienicie na euro, rzekomo już czyste.” Ponieważ debata przypadła na dzień 3 maja pan poseł dodał: „Chciałbym zapytać Francuzów: jak byście się czuli, gdyby was 14 lipca ktoś próbował pouczać? Prowadził debatę na temat brutalnej reakcji policji na protesty żółtych kamizelek i próbował strofować za to wasze władze? Dlaczego więc psujecie święto Polaków? (…) I zakończę słowami: Niech żyje Polska! Niech żyje Europa! Ale Europa oparta na prawdziwych wartościach, tych wywiedzionych ze Starego i Nowego Testamentu, filozofii greckiej, z prawa rzymskiego, a nie z neomarksistowskiego, lewackiego bełkotu.”

Ale to nie był koniec sprawy. W wyniku zakulisowych ustaleń między grupami politycznymi w PE powstała rezolucja, która była głosowana dwa dni później. Od razu dodam, że za jej przyjęciem było 426 posłów, przeciwko zagłosowało 133, a od głosu wstrzymało się 37, w większości reprezentanci Koalicji Obywatelskiej i PSL. Jednak wszystkich i rządzący i ich media uznali po raz kolejny za zdrajców narodowej sprawy, którzy przyłożyli rękę do bezprzykładnego ataku na Polskę! To oczywiście też nieprawda, bo w rezolucji żadnego ataku na nasz kraj się nie znajdzie. A co w niej jest? Wezwanie w dziewięciu punktach rezolucji skierowane do Rady UE, by poważnie zajęła się pracą w związku z procedurą opisaną w art. 7. Dalej są punkty, w których posłowie wzywają Komisję Europejską, by korzystała ze swoich uprawnień i narzędzi prawnych wobec państw naruszających praworządność. Ważny jest – i to pewnie jest jeden z tych paragrafów, który tak poirytował rządzących – punkt 11, w którym czytamy: PE wzywa Komisję i Radę, by „powstrzymały się od zatwierdzania Krajowych Planów Polski i Węgier w ramach Funduszu Odbudowy i Odporności do czasu, aż oba kraje w pełni zastosują się do wszystkich zaleceń dla nich w ramach europejskiego semestru w dziedzinie praworządności i do czasu wykonania wszystkich wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”.

W 13-tym punkcie Parlament wyraził się pozytywnie w związku uruchomieniem przez Komisję Europejską wobec Węgier mechanizmu: „pieniądze za praworządność”, a w 14-tym „zauważył z zaniepokojeniem, że Komisja nie wszczęła takiego postępowania w odniesieniu do Polski i wzywa Komisję do dalszej oceny oraz podjęcia działań na podstawie rozporządzenia”. Jak widać, rezolucja to głównie dyscyplinowanie Rady i Komisji, by robiły to, co do nich należy. Używa się standardowo określenia „wobec Polski”, ale przecież wszyscy wiedzą, że chodzi o rząd, bo to jego działania spowodowały cały problem i to w jego rękach jest naprawnienie szkód. Posłowie obozu władzy ze sztucznym oburzeniem wskazują, że trzeba być nie wiadomo kim, by „krzywdzić” Polskę i Polaków, którzy wzięli na siebie olbrzymi ciężar pomocy milionom uchodźców z Ukrainy. Dość trafnie jak sądzę na takie dictum odpowiedział holenderski chadek (nie żaden lewak) Jeroen Lenaers: „pomaganie państwom członkowskim w radzeniu sobie z bezprecedensowym kryzysem nie powinno odbywać się kosztem przemilczania kwestii praworządności w ich krajach. Cynicznie byłoby, gdy Ukraińcy walczą – umierają – o wolność, demokrację i rządy prawa, przymykać oczy na ataki na te same wartości w kraju UE. Jeśli już, to Rosja Putina powinna być dla nas wszystkich surowym ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwami systemu, w którym kontrola i równowaga, demokracja i rządy prawa przestały istnieć. Ta sytuacja powinna ośmielić nas do jeszcze bardziej żarliwej walki o te wartości w naszym domu”.

Jak łatwo się domyślić to logiczne wyjaśnienie pozostało bez głębszej refleksji w ekipie rządzącej Polską. Co więcej: nic też nie wskazuje na to, że obiecane przez premiera Mateusza Morawieckiego – również w sali plenarnej Parlamentu Europejskiego kilka miesięcy temu – kroki naprawcze w naszej praworządności zostaną podjęte. Jak trzeba było w sejmie coś przeprowadzić szybko, to wystarczyło nawet parę godzin. Sprawa likwidacji Izby Dyscyplinarnej – jeden z warunków poprawy sytuacji w Polsce w sądownictwie – utknęła w Sejmie i wiemy dlaczego. Projekt , który wyszedł z kancelarii

Prezydenta w tej sprawie, choć jest daleki od ideału mógłby zostać odebrany w Komisji Europejskiej jako krok w dobrą stronę. Ale ma niewielką szansę na przyjęcie, bo nie popiera go Solidarna Polska, bez której rząd nie jest w stanie rządzić. „Prezydencki projekt ustawy nie rozwiąże problemu” – mówił Zbigniew Ziobro podczas konferencji prasowej. I powtórzył po raz kolejny: „My, jako Solidarna Polska, nie zgadzamy się na ingerowanie UE w sfery suwerenności Polski” co oznacza, że wyroki TSUE, w tym o Izbie Dyscyplinarnej, nie będą respektowane. Nikogo zatem nie zaskoczyło, że obecna w Warszawie 5 maja przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen znowu nie przywiozła akceptacji Komisji dla naszego KPO.

To kto działa na szkodę Polski? Fachowcy twierdzą, że unijne pieniądze z Funduszu Odbudowy i Odporności nie tylko pobudziłyby inwestycje, ale też przyczyniłyby się do przystopowania rosnącej inflacji. Komisja jest gotowa zatwierdzić nasz Krajowy Plan choćby jutro, tylko rządzący muszą wypełnić swoje zobowiązania. Prowadzenie dalszej wojenki z unijnymi instytucjami skończą się tym, o co w rezolucji apeluje Parlament: także pieniądze z „tradycyjnego” budżetu UE mogą zostać przyblokowane, gdy – jak to ma już miejsce wobec Węgier – Komisja uruchomi mechanizm: pieniądze za praworządność. W jednym i drugim źródle są też środki, które można wykorzystać na wsparcie dla ukraińskich uchodźców. Ale lepiej obwiniać za tę sytuację Unię i jeszcze psioczyć, że nie pomaga, a my tu przyjęliśmy do naszych domów miliony braci z Ukrainy.

Podobnie – choć oczywiście w innych okolicznościach historycznych i tematycznych – obrzydzali Unię Brytyjczycy. Jaki był tego efekt – wiemy. Nie pozwólmy, by ten schemat powtórzył się w naszym kraju. Zróbmy to także dla Marka.

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL