Ukraina chce szybko do Unii.

13.02.2023

W ostatnich zaledwie 10-ciu dniach sprawa członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej nabrała niespotykanej dynamiki. Najpierw był bezprecedensowy szczyt Unia – Ukraina w Kijowie z udziałem 16 członków Kolegium Komisarzy z Ursulą von der Leyen na czele, Charlesem Michelem, szefem Rady Europejskiej i Josepem Borrellem stojącym na czele unijnej dyplomacji. Kilka dni później Wołodymyr Zełeński był w Londynie, Paryżu i Brukseli i po raz kolejny przekazał wielkie pragnienie Ukraińców wejścia do Wspólnoty. Chciałoby się wierzyć, że w jego słowa wsłuchało się wielu prominentnych polityków naszego obozu władzy.   

Gdy 21 listopada 2013 roku ówczesne władze Ukrainy z prezydentem Wiktorem Janukowyczem na czele odmówiły podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, na Placu Niepodległości w Kijowie spontanicznie zaczęli zbierać się ludzie. Demonstracja ta dała początek protestów, które przerodziły się w masowy ruch o nazwie Euromajdan. Już w nocy 30 listopada oddziały specjalne zaatakowały pokojowych demonstrantów. Następnego dnia w Kijowie zgromadziły się już setki tysięcy ludzi przerażonych skrętem Janukowycza w stronę Moskwy. Tak zaczęła się „Rewolucja Godności”. Do 22 lutego trwały walki, w których zginęło ok. 100 osób. Na barykadach, obok ukraińskich flag powiewały niebieskie z 12 złotymi gwiazdami. Od tego momentu droga Ukrainy do Wspólnoty Europejskiej jest naznaczona walką, w której giną ludzie. Nigdy w dziejach Unii ludzie nie walczyli z bronią w ręku, by – poza odzyskaniem wolności – zdobyć prawo do bycia w europejskiej organizacji.

A tymczasem

Wszystko to się dzieje w tym samym czasie, w którym w naszym kraju narastała antyunijna kampania, pełna kłamstw, fałszywych tez, podważania europejskich wartości. Za naszą wschodnią granicą flaga UE jest szanowana, pojawia się na linii frontu i – obok ukraińskiej  – na gmachach urzędów miast odbitych z rosyjskich rąk. Ambasador UE w Kijowie Matti Maasikas, komentując doniesienia o wkroczeniu oddziałów ukraińskich do Chersonia i wyzwoleniu miasta spod okupacji rosyjskiej pisał na twitterze: „Wraz z Ukrainą powraca również Europa. Oto Chersoń teraz” i dołączył zdjęcie, na którym w centrum miasta powiewa flaga ukraińska i flaga Unii Europejskiej. U nas najpierw wyprowadzono flagi UE z urzędu premiera, a potem okazało się, że to szmata.

Co zrobiły władze Ukrainy w czwartym dniu pełnej agresji armii rosyjskiej na ich kraj? Gdy kolumny czołgów zbliżały się do Kijowa, a na miasta spadały rakiety, 28 lutego 2022 roku złożyły wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej! Organizacji, która nie jest przecież paktem militarnym, która nie mogła wysłać im na pomoc swoich wojsk. Naprawdę nie mieli ważniejszych spraw na głowie? Co więcej, od złożenia podpisu pod wnioskiem Ukraina rozpoczęła z jednej strony kampanię dyplomatyczną na rzecz akcesji, a z drugiej zgłosiła gotowość do głębokich reform kraju i wypełnienia w najlepszej wierze kryteriów kopenhaskich. Prowadząc wojnę!

W tym samym czasie od polityków obozu władzy w Polsce mogli o tej Unii, do której tak im się spieszy usłyszeć mnóstwo poważnych ostrzeżeń. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej z 21 listopada 2022 roku Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi, pytany o losy naszego KPO mówił: „Skoro unijni eurokraci szantażują, okłamują i kradną nasze pieniądze, to trzeba przywrócić odpowiedni stan rzeczy. Jeśli w 2020 r. podjęto błędne decyzje o utworzeniu mechanizmu Next Generation (UE), którego elementem jest właśnie KPO, którego kosztów do dziś nie znamy – to nie jest zwykły kredyt, tylko jest to bandycki kredyt, który jest w rękach dzisiaj szantażystów”. To głos konstytucyjnego ministra w polskim rządzie!

Gdy prezydent Zełeński ustalał z Ursulą von der Leyen ścieżkę działania w stronę rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych, gdy wspólnie urzędnicy Komisji Europejskiej i administracji w Kijowie zaczęli wypełniać taki kwestionariusz, konieczny do pójścia dalej w przygotowaniach do rozmów, polski minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro 10 stycznia tego roku mówił na konferencji prasowej:  „Komisja Europejska działa metodami zorganizowanej grupy przestępczej, bezprawnym szantażem wymuszając zmiany w polskim porządku prawnym, sprzeczne z polską suwerennością, uderzające w polską konstytucję, prowadzące do nieuchronnego chaosu w polskich sądach”. Czy ci w Ukrainie zdają sobie sprawę z kim rozmawiają i z kim chcą się znaleźć w jednej organizacji?

A ci swoje.

Sygnały ostrzegawcze z Warszawy, że Unia Europejska to właściwie to samo co Związek Radziecki, że kiedyś Moskwa narzucała swoje reguły, a teraz Bruksela, niespecjalnie podważyły wiarę w Europę w Kijowie. 9 lutego prezydent Wołodymyr Zełeński był gościem na specjalnej sesji Parlamentu Europejskiego. Otrzymał gorące powitanie, wręcz owację na stojąco, a potem wygłosił przemówienie przerywane często oklaskami. Mówił między innymi: „To w Europie każdy człowiek się liczy; to tu są rządy i państwa prawa; państwa starają się być społecznie przyjazne, a społeczeństwa starają się być otwarte; tu różnorodność jest wartością, a wartości różnych ludzi łączy uczciwość i równość; tu nie narusza się granic, ale jednocześnie nie zauważa się, kiedy się je przekracza; tu ludzie ufają i mają wiarę w jutro i są gotowi wyjść na ulice, by walczyć o swoją przyszłość; i tu jest tylko jedna bariera między protestującymi a prezydentem, a są nią uczciwe wybory. To jest nasza Europa. To są zasady. To jest nasz sposób na życie”.

Żeby już nie było żadnych wątpliwości w kolejnej części wystąpienia mówiąc o chęci wejścia do Unii powiedział: „Dla Ukrainy jest to droga do domu. Jestem tu po to, by bronić tej drogi do domu dla naszego narodu, dla wszystkich Ukraińców w każdym wieku, o różnych przekonaniach politycznych, różnych statusach społecznych, różnych przekonaniach religijnych i różnych historiach. Wszyscy cieszymy się tą wspólną europejską historią – ukraińskim europejskim sposobem życia, który próbowano unicestwić poprzez wojnę totalną. Dlaczego? Bo po ukraińskim sposobie życia chcą zniszczyć europejski sposób życia we wszystkich 27 krajach Unii Europejskiej. Nie pozwolimy na to”.

Wniosek dla nas?

To było nie tylko piękne, wzruszające, ale też pouczające. Może nie mielibyśmy takich polityków w naszym kraju, jak cytowani wyżej, gdybyśmy doświadczyli poczucia samotności i zagrożenia przez potężnego sąsiada? Jak mówił Mickiewicz w innym kontekście: „ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił”. Kiedyś prof. Bronisław Geremek rzucił żartobliwie, że trzeba wymyślić sposób na wyjście państwa z Unii na miesiąc, by  ludzie zaczęli ponownie ją cenić. Mamy zresztą pewne doświadczenie po brexicie, choć oczywiście nie nadające się w pełni przenosić do naszych realiów. Nie byliśmy mocarstwem nad którym nie zachodziło słońce, nie byliśmy i nie jesteśmy drugą pod względem siły gospodarką europejską, no i nie leżymy na wyspie na zachodzie kontynentu, tylko graniczymy z Rosją! Ale i Brytyjczycy dostrzegają coraz powszechniej popełniony błąd. Naszym eurosceptykom polecam serię artykułów i opracowań z ostatnich tygodni o rosnącym w Wielkiej Brytanii rozczarowaniu brexitem i łączeniu wielu kłopotów kraju z opuszczeniem Wspólnoty.

Jak to jest, że jeszcze umownie wczoraj byliśmy dla Ukraińców wzorem sukcesu transformacji, beneficjentem wybranej pro europejskiej drogi, a dzisiaj w obozie władzy mamy ludzi, którzy od nich powinni się uczyć europejskich wartości, zrozumienia, że z naszą geopolityką bycie wiarygodnym członkiem Unii Europejskiej, to po prostu racja stanu. Jak mamy pomóc im w ich celu, a przecież powinniśmy to robić korzystając z własnego doświadczenia integracji, skoro obóz władzy rozmontowuje reguły rządów prawa, a ostatnio rozwija zjawisko zwane korupcją polityczną (patrz: Willa plus). Jak oceniać nasze standardy demokracji, kiedy najpierw minister sprawiedliwości i posłowie jego ugrupowania głosują za nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym, a za chwilę apelują do Prezydenta RP, by ją zawetował, bo „ustawa o Sądzie Najwyższym, która jest rezultatem szantażu Komisji Europejskiej, narusza polską konstytucję, uderza w polską suwerenności i prowadzi do chaosu i anarchizacji w polskich sądach”. Czy ktoś jest w stanie w Kijowie zrozumieć tę logikę? Minister konstytucyjny głosuje za ustawą, o której mówi, że jest niekonstytucyjna?

Quo vadis?

Ostatecznie Prezydent Andrzej Duda skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, podkreślając jednocześnie, że jest zwolennikiem kompromisu z Komisją Europejską i bardzo mu zależy, by pieniądze z KPO dotarły do Polski jak najszybciej. A przecież musi wiedzieć, że w ostatnim, trzecim już raporcie Komisji Europejskiej o praworządności w państwach UE, w rozdziale dotyczącym Polski powtórzono tezę o „utrzymujących się zastrzeżeniach co do niezależności i legitymacji Trybunału Konstytucyjnego”. Na dodatek w samym Trybunale trwa wewnętrzny spór o legitymację przewodniczącej Julii Przyłębskiej, gdyż zdaniem sześciu sędziów jej kadencja już upłynęła, o czym panowie Wojciech Sych, Jakub Stelina, Mariusz Muszyński, Andrzej Zielonacki, Zbigniew Jędrzejewski oraz Bohdan Święczkowski informowali pana Prezydenta w otwartym liście. Jak ma się zebrać 11-osobowy skład sędziowski, pod kierownictwem Julii Przyłębskiej, w którym część sędziów tego kierownictwa nie uznaje i na koniec wydać wyrok w tak ważnej dla Polski sprawie?

Wszystko to każe postawić pytanie, dokąd my dzisiaj zmierzamy? Czy poza wsparciem militarnym i bezpośrednią pomocą milionów Polaków dla Ukraińców, mamy do pokazania coś więcej? Możemy służyć radą w realizacji reform przybliżających Ukrainę do unijnych standardów? Będziemy wiarygodni wpierając ich aspiracje, gdy rozpoczną już negocjacje akcesyjne? A bardzo im zależy, by to się stało jeszcze w końcu tego roku.

Bo dokąd zmierza Ukraina wiadomo. Już bardziej nie może tego udowodnić. Wystarczy posłuchać Wołodymyra Zełeńskiego raz jeszcze: „To w Europie każdy człowiek się liczy; to tu są rządy i państwa prawa; państwa starają się być społecznie przyjazne, a społeczeństwa starają się być otwarte; tu różnorodność jest wartością, a wartości różnych ludzi łączy uczciwość i równość……..

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL