Unia obronna.

19.02.2024

Od lat powtarzamy, że kryzysy wzmacniają Unię Europejską. Finansowy pozwolił na znaczną poprawę funkcjonowania strefy euro i definitywnie zakotwiczył wspólną walutę na światowym rynku. Pandemia nauczyła nas wspólnie kupować szczepionki i zachęciła do pogłębiania unii zdrowotnej. Wojna Rosji w Ukrainie udowodniła, że nie musimy być zależni od rosyjskich surowców, i że możemy wspólnie kupować broń. Teraz pora na Unię Obronną.

Znamienne rocznice.

Znany i ceniony w Polsce brytyjski historyk Timothy Garton Ash napisał niedawno ciekawy tekst dla The Guardian, w którym zwrócił uwagę, że w tym roku będziemy obchodzić dwie ważne rocznice. Jedną wszyscy kojarzą, o drugiej mało kto pamięta. Ta pierwsza to 80-ta rocznica lądowania Aliantów w Normandii, czyli otwarcie drugiego, poważnego frontu w Europie, co było klasycznym gwoździem do trumny III Rzeszy Adolfa Hitlera. I choć w tej potężnej operacji uczestniczyli Brytyjczycy, Polacy, Wolni Francuzi, Australijczycy, Kanadyjczycy, to nie ulega wątpliwości, że o powodzeniu D-Day zdecydowała amerykańska potęga militarna i przemysłowa. Jak zauważa Timothy Garton Ash, minęło 80 lat i w zasadzie niewiele się zmieniło: bezpieczeństwo Europy dalej zależy od Amerykanów.

Drugą rocznicę skojarzą chyba tylko historycy integracji europejskiej. Oto bowiem 30 sierpnia 1954 roku we francuskim Zgromadzeniu Narodowym nie odbyło się głosowanie, co położyło kres projektowi Europejskiej Wspólnoty Obronnej. Co ciekawe – pomysł budowy takiej, równolegle do Wspólnoty Gospodarczej – rzucił premier IV Republiki Francuskiej Rene Pleven w październiku  1950 roku. Francuzów niepokoiła wtedy rosnąca potęga ZSRR, amerykańskie plany remilitaryzacji RFN i zaproponowali, by państwa tworzące Wspólnotę Węgla i Stali zbudowały Europejską Wspólnotę Obronną. Dopięli swego, bo   27 maja 1952 roku w Paryżu podpisano traktat taką Wspólnotę powołujący!

Plany co do jej kształtu były bardzo poważne, by wspomnieć tylko o budowie europejskiej armii, która miała liczyć 40 narodowych dywizji po 13 tysięcy jednakowo umundurowanych żołnierzy. Traktat zakładał też utworzenie dziewięcioosobowego Komisariatu, Zgromadzenia Ministrów Obrony i Zgromadzenia Parlamentarnego. W marcu 1953 roku z kolei uznano, że trzeba połączyć współpracę gospodarczą i militarną i powołano do życia Europejską Wspólnotę Polityczną. Traktat podpisany na 50 lat musiał być jeszcze ratyfikowany przez parlamenty narodowe państw sygnatariuszy.

Tymczasem umarł Józef Stalin, a trwającą od trzech lat wojnę koreańską zakończył rozejm. Entuzjazm do budowania Wspólnoty Obronnej z europejską armią na czele  zmalał. I wtedy właśnie doszło do wydarzenia, którego 70-tą rocznicę będziemy w tym roku może nie obchodzić, ale mieć: 30 sierpnia 1954 roku miała we francuskim Zgromadzeniu Narodowym odbyć się ratyfikacja traktatu, ale punkt ten usunięto z porządku obrad. I to by było na tyle.

70 lat później

Co się stało teraz? Znowu Europa obawia się rosyjskiej potęgi i jej atomowego arsenału. Jednocześnie Amerykanie sugerują, że ich opieka nad Europą ma swoje granice. Nawet jeśli Donald Trump ze swoją tezą: „płacisz, to cię obronimy”, nie wygra wyborów, to sprawa wydawania olbrzymich pieniędzy amerykańskich podatników na nasze bezpieczeństwo w politycznej agendzie Ameryki zostanie jak i ważne pytanie: dlaczego 300 mln Amerykanów ma finansować obronę dla 400 mln Europejczyków?

Są i inne, niekorzystne dla nas liczby: 80 procent potencjału NATO znajduje się w państwach poza Unią Europejską! Słynne już 2 procent PKB na obronę w 2014 roku wydawały zaledwie 3 państwa! Dopiero teraz, pod presją Amerykanów i wojny na Wschodzie takich państw ma być 18. Jens Stoltenberg po ostatnim spotkaniu ministrów obrony NATO chciał być jeszcze bardziej wiarygodny wobec przyjaciół za oceanem i zauważył, że sojusznicy NATO w Europie zainwestują łącznie 380 miliardów dolarów amerykańskich w obronność w tym roku, co po raz pierwszy stanowi 2 procent ich całkowitego PKB. Niech więc Donald Trump już da spokój.

Powrót do idei.

Równolegle do tego, co robią państwa NATO i jak wzmacniają swój obronny potencjał, rozkręca się unijna debata o konieczności powrotu do idei Unii Obronnej. Pewne elementy tej dyskusji są obecne w najnowszej historii Wsplnoty od kilku lat. Mało kto wie, że w Traktacie Lizbońskim, który wszedł w życie pod koniec 2009 roku mamy niemal kopię słynnego art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego. Tu jest to art. 42, którego paragraf 7 brzmi tak: „W przypadku gdy jakiekolwiek Państwo Członkowskie stanie się ofiarą zbrojnej agresji na jego terytorium, pozostałe Państwa Członkowskie mają w stosunku do niego obowiązek udzielenia pomocy i wsparcia przy zastosowaniu wszelkich dostępnych im środków, zgodnie z artykułem 51 Karty Narodów Zjednoczonych. Nie ma to wpływu na szczególny charakter polityki bezpieczeństwa i obrony niektórych Państw Członkowskich”. I tylko to ostatnie zdanie – można powiedzieć – wiele psuje.

Chodzi bowiem o to, że niektóre państwa Unii Europejskiej mają w swojej doktrynie wpisaną neutralność, a to oznacza, że tu prosta zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” nie obowiązuje. Nie musi to jednak oznaczać, że budowa Unii Obronnej nie ma sensu. I oczywiście nie chodzi o żadną alternatywę do NATO, tym bardziej, że mówimy o czymś, co – jeśli w ogóle – zajmie wiele lat i będzie kosztować mnóstwo pieniędzy.

Dlaczego warto?

Właściwie na to pytanie odpowiedzieliśmy już kilka lat temu. Od 2018 roku realizujemy różne projekty w ramach tzw. PESCO czyli stałej współpracy strukturalnej „w celu wzmocnienia współpracy obronnej między zainteresowanymi państwami członkowskimi”. I choć takich projektów zrealizowano ok. 60-ciu, to trudno uznać za milowy krok w zacieśnianiu współpracy obronnej. Od marca 2021 mamy pozabudżetowy Europejski Instrument na rzecz Pokoju, który – jak czytamy na stronie Komisji Europejskiej – „ma pomóc UE zapobiegać konfliktom, budować pokój oraz zwiększać bezpieczeństwo międzynarodowe. Pozwoli finansować działania operacyjne o skutkach wojskowych lub obronnych w ramach wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa”.

Mamy wreszcie Europejski Fundusz Obronny z budżetem w wysokości prawie 8 mld EUR na lata 2021–2027.  2,7 mld EUR przeznaczonych jest na finansowanie wspólnych badań w dziedzinie obronności, a 5,3 mld EUR – na finansowanie wspólnych projektów z zakresu rozwijania zdolności, stanowiące uzupełnienie wkładów krajowych.  Ale – jak pamiętamy radę prezesa Ochódzkiego z Misia – chodzi o to, by te plusy nie przysłoniły nam minusów.

Przede wszystkim przemysł zbrojeniowy jest oczkiem w głowie wielu rządów i w efekcie każdy sobie rzepkę skrobie. Dla potrzeb słynnej Konferencji Monachijskiej zrobiono kilka lat temu opracowanie, z którego wynika, że europejski przemysł produkuje 178 głównych systemów uzbrojenia. Dla porównania amerykański w tej samej kategorii ma ich 30. To dlatego pomoc dla Ukrainy była dodatkowo skomplikowana, bo ktoś z jednego  europejskiego kraju przekazał karabiny, ale producent amunicji z innego, nie miał takiego kalibru.

Na dodatek przegrywamy często technologicznie z Ameryką i dlatego  wojskowi proszę o broń stamtąd. A jak jeszcze rządzący są mniej proeuropejscy to płacą chętnie za sprzęt made in USA. Warto sobie uświadomić, że amerykańscy producenci broni otrzymali w ciągu ostatnich dwóch lat europejskie zamówienia o wartości 120 miliardów dolarów! Jak bardzo taka kwota mogłaby wzmocnić nasz przemysł?

Dziękujemy Donaldzie.

Po słynnym wystąpieniu Donalda Trumpa pomysły na rozwój Europejskiej Wspólnoty Obronnej – jeszcze raz pokreślmy – obok NATO, zaczęły się mnożyć. Ursula von der Leyen udzieliła wywiadu brytyjskiemu The Financial Times, w którym zapowiedziała przedstawienie przez Komisję Europejską w ciągu miesiąca strategię dla przemysłu obronnego. „Musimy wydawać więcej, musimy wydawać lepiej, musimy wydawać po europejsku”- mówiła pani przewodnicząca. „Mamy bardzo rozdrobniony rynek obronny i to musi się zmienić” – dodała. A unijni urzędnicy, którzy jak zawsze anonimowo „dokarmiają” media twierdzą, że propozycje zawarte w planie Komisji obejmują wykorzystanie budżetu UE do zwiększenia finansowania w celu uzupełnienia wspólnych umów na produkcję broni podpisanych przez państwa członkowskie. Mają też pojawić się gwarancje zakupów gotowej produkcji czego oczekują poszczególne firmy.

Odzew po tym wywiadzie był natychmiastowy. I pojawił się tu także polski głos. „Jestem zwolennikiem pomysłu, żeby znakomitą część środków z funduszy europejskich, od funduszów spójności do krajowych planów odbudowy, przeznaczyć na działania przemysłu obronnego, na wsparcie dla działania tej części gospodarki. Mamy ambitne cele na poziomie UE, ale celem podstawowym powinno być bezpieczeństwo” – przekonywał minister Władysław Kosiniak-Kamysz po obradach ministrów obrony NATO w Brukseli 15 lutego.

Mówi się też o innych źródłach, w tym oczywiście o potencjale poszczególnych państw.

Pamiętajmy, że europejscy członkowie NATO, których większość znajduje się w UE, wydadzą w tym roku łącznie rekordową kwotę 380 miliardów dolarów na obronę,  w porównaniu z 230 miliardami w 2014 roku. Kilka dni temu Thierry Breton, komisarz UE ds. rynku wewnętrznego i przemysłu zgłosił postulat powołania unijnego funduszu obronnego o wartości 100 mld euro (na wspólne zamówienia obronne i zwiększenie produkcji broni i amunicji). Ich źródłem mogłyby być wspólne obligacje, ale na kolejną wspólnotową pożyczkę musi być jednomyślna zgoda, a to wydaje się na razie niemożliwe.

Co do tej idei, to może warto też przypomnieć, że Elżbieta Bieńkowska, komisarz Unii Europejskiej ds. przemysłu we wrześniu 2016 roku zaproponowała, aby państwa UE wyemitowały wspólne obligacje w celu rozwoju europejskiego przemysłu obronnego! „Nasze budżety obronne kurczą się… Jeśli spojrzymy na Rosję zwiększającą swój budżet obronny o 97 procent i Chiny o 160 procent, podczas gdy UE spadła o 9 procent, to jest to naprawdę przerażające” – mówił pani komisarz 8 lat temu!

Przypominam to, bo widać wyraźnie, że następuje silne przyspieszenie dyskusji o Wspólnej Polityce Obronnej i byłoby dobrze, by nasz głos w niej był słyszany. Mamy coraz nowocześniejszą armię, niezły własny przemysł zbrojeniowy, dobrego kandydata na komisarza z nową teką czyli właśnie polityką obronną Radosława Sikorskiego. No i mamy za 10 miesięcy prezydencję w Radzie UE. Wykorzystajmy te atuty dla realizacji własnych, ale i wspólnotowych interesów.

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL