Bcc Kobiety

BCC KOBIETY - PRAWDZIWE HISTORIE

poznaj nasze bohaterki i ich historie

Aleksandra Wolska - Balina

Jak zostałam pierwszą kobietą na stanowisku w niemieckiej korporacji, przecierając szlaki innym

Życiem często rządzą przypadki. Tak stało się i u mnie. To, że jestem dziś, gdzie jestem, zawdzięczam kilku zbiegom okoliczności, kilku zdarzeniom, niekoniecznie pozytywnym, odrobinie samozaparcia i wytrwałości w dążeniu do celu, ale w ogromnej mierze szczęściu: spotkałam na swej drodze właściwe osoby.

W młodości chciałam być lekarką, więc poszłam w szkole średniej do klasy o profilu biologiczno-chemicznym z zamiarem zdawania na medycynę. Po niespełna dwóch latach wybrałam jednak weterynarię – tylko po to, by zrobić coś innego, niż większość klasowych kolegów i koleżanek. W wakacje po trzeciej klasie pojechałam do wschodnich Niemiec, wówczas to była NRD, na obóz organizowany przez Ochotniczy Hufiec Pracy. Mieliśmy swojego tłumacza, który okazał się jednak niedostatecznie komunikatywny. Odważyłam się mu pomóc i… do końca pobytu pełniłam role obozowego tłumacza. Gdy inni zbierali pomidory, ja przebywałam z niemieckimi organizatorami, negocjowałam z urzędami, opracowywałam obozowe życie. Wtedy podjęłam decyzję, że będę pracować… w niemieckim biznesie.

Marzył mi się kierunek studiów odpowiadający niemieckiemu „Betriebswirtschaft”, czyli zarządzaniu przedsiębiorstwem, z praktycznym językiem niemieckim. Niestety, jedyne dostępne wówczas w Polsce studia ocierające się o to marzenie, to była stenotypistyka oraz filologia germańska przygotowująca do zawodu nauczyciela. Ze względu na rodzinne korzenie postawiłam na filologię, choć nigdy w szkole pracować nie chciałam. Ten wybór spotkał się ze stanowczym sprzeciwem mojej wychowawczyni, germanistki, która nie wróżyła mi sukcesów w tym kierunku. Przekonywała, że do takich studiów trzeba się przygotowywać przynajmniej przez trzy lata i bardzo mi te studia odradzała. Chciałam jednak osiągnąć cel i udowodnić jej i sobie, że studia rozpocznę i je ukończę.

Egzaminy zdałam lepiej niż osoby przyjęte, ale zabrakło mi tzw. punktów za pochodzenie robotniczo – chłopskie, co w tamtych czasach odgrywało znaczącą rolę. Na szczęście, moja rozpacz nie trwała długo, bo otrzymałam propozycję rocznej pracy w rektoracie i rozpoczęcia studiów w kolejnym roku bez egzaminów. Porażka przerodziła się w sukces. Zostałam asystentką asystentki Rektora, dzięki czemu wiele się nauczyłam. Wówczas marzyło mi się, że w przyszłości będę asystentką prezesa jakiejś dużej niemieckiej firmy. Nie przypuszczałam, że osiągnę dużo więcej.

Pracowałam wakacyjnie za granicą m.in. w biurze pośrednictwa pracy, nabierając praktyki w handlu i usługach. Wybrany przeze mnie temat pracy magisterskiej okazał się na tyle ciekawy i innowacyjny, że zaproponowano mi rozpoczęcie studiów doktoranckich i pracę na uczelni. To było ogromne wyróżnienie, więc na uczelni pozostałam kształcąc się i jednocześnie pracując ze studentami. Na drugim roku studiów doktoranckich otrzymałam ministerialne stypendium na rozwój mojej pracy badawczej w Monachium. I pewnie byłabym do teraz w tamtym miejscu, gdyby nie dwa przypadki.

Przygotowywałam się do wyjazdu na niemiecką uczelnię, wszystko było dopięte na ostatni guzik, gdy otrzymałam pismo z Ministerstwa Edukacji, że z przyczyn obiektywnych wykreślają mnie z lisy stypendystów. Tylko tyle i aż tyle: to jedno zdanie przekreślało moje ówczesne marzenia. Bez pobytu za granicą, bez dostępu do literatury, mój doktorat stanął pod znakiem zapytania. Dokładne w tym samym czasie zauważyłam na uczelni ogłoszenie, że niemiecka firma poszukuje handlowców – panów do pracy. Zniechęcona ostatnimi wydarzeniami postanowiłam zaryzykować i pomimo tego, że byłam kobietą, przejść przez proces rekrutacji. Pracę dostałam i… dopiero wtedy zaczęły się schody.

Okazało się, że w związku z przerwaniem studiów doktoranckich powinnam zwrócić naszemu państwu to, co we mnie zainwestowało. Niewiele brakowało, a porzuciłabym z tego powodu moją dopiero rozpoczynającą się biznesową karierę, by pozostać na uczelni i nie ponosić tych kosztów. Nie pozwolił mi na to jednak mój profesor – promotor i mentor, któremu zawdzięczam bardzo dużo. Właściwie to on kazał mi opuścić uczelniany grajdołek i pomógł załatwić wszystkie formalności na moją korzyść. Jak się później okazało, już wiedział, że mój temat pracy doktorskiej został ukradziony przez kogoś „ważnego” z Uniwersytetu Warszawskiego. Potem wszystko potoczyło się szybko.

W ciągu trzech lat, przechodząc poszczególne etapy, zmieniając jeszcze dwa razy miejsce pracy, kształcąc się już kierunkowo, w wieku niespełna 30 lat otwierałam niemiecką firmę Vermop w Polsce, a trzy lata później zostałam managerem w firmie Hörmann – jako pierwsza kobieta na świecie w tym koncernie. Cieszę się, że otworzyłam drogę następnym kobietom. Dziś, kiedy spotykamy w gronie osób decyzyjnych w mojej firmie, nie jestem już sama.

Dążenie do samorozwoju, nabywanie kolejnych, potrzebnych w pracy kompetencji, ale też zapewne i określone cechy charakteru, przybliżają nas do realizacji ambitnych celów. Ogromne znaczenie ma spotkanie właściwych ludzi. Miałam to szczęście, że mnie udało się takie osoby spotkać. Porażkę można przekuć w sukces. Wyciąganie wniosków i obalanie utartych schematów jest ważne i bardzo potrzebne.

Na mojej drodze zawodowej nigdy nie odczuwałam dyskryminacji z tego powodu, że jestem kobietą. Pewnie nie miałam wtedy tej świadomości, którą mam obecnie. Może dlatego, że dla mnie w kontaktach zawodowych ważne było merytoryczne przygotowanie, a nie płeć. Sądzę, że wiele kobiet nie ma takiej odwagi, akceptując wolno zmieniającą się w tym obszarze rzeczywistość.

Chcesz podzielić się własną historią?
Bądź wsparciem i inspiracją. Zapraszamy do kontaktu:

Klaudia Wiśniewska

(+48) 731733144
klaudia.wisniewska@bcc.pl
02.06.2022
COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL