Ursula 2.0

11.03.2024

W miniony czwartek największa rodzina polityczna w Europie czyli Europejska Partia Ludowa zdecydowała na swoim Kongresie w Bukareszcie, że obecna przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powinna zostać na drugą kadencję. Głosowało za tym pomysłem 400 delegatów, 89 było przeciw, 10 głosów było nieważnych.

Plusy dodatnie.

Wydaje się, że to dobra decyzja, bo VDL – jak ją się w europejskich mediach skrótowo pisze – stała się nadspodziewanie silną przywódczynią, która odegrała poważną rolę w przeprowadzeniu naszej Unii Europejskiej przez ostatnie pięć lat pełnych dramatycznych kryzysów. Za jej kadencji dokonał się ostatecznie brexit, potem wybuchła pandemia, która kosztowała życie tysięcy Europejczyków, ale też miliony udało się uratować przez w miarę szybką, skoordynowaną akcję zakupu szczepionek dla wszystkich, niezależnie od bogactwa danego kraju. Covid19 spowodował kryzys gospodarczy wynikający z lockdownu, zerwania łańcuchów dostaw, leczenia setek tysięcy pracowników. Z pewnością z panią VDL należy kojarzyć działania jakie podjęto, by ograniczyć skutki pandemii.

Tu z pewnością należy przywołać Fundusz Odbudowy i Odporności. I choć najważniejsza była umowa polityczna między rządami Francji i Niemiec w sprawie wspólnego zaciągnięcia długu na sfinansowanie Funduszu, to całą operację przygotowała, przeprowadziła i dalej prowadzi Komisja Europejska pod wodzą Ursuli von der Leyen. Przy okazji udało się wprowadzić mechanizm warunkowości czyli wypłacanie pieniędzy tylko wtedy, gdy państwo spełnia zasady rządów prawa. Warto też przypomnieć, że 1 czerwca 2021 roku rozpoczęła działalność Prokuratura Europejska, która ma czuwać nad prawidłowością wydawania unijnych środków, a więc ta ważna instytucja pojawiła się także podczas kadencji VDL.

Wreszcie należy z uznaniem odnieść się do działań całej Komisji, a pani przewodniczącej w szczególności, po napaści Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku. Była w Kijowie już 8 kwietnia z zapewnieniem o solidarności i realnej pomocy, jaką Unia Europejska ze wszystkimi swoimi ograniczeniami mogła uruchomić. Od tamtej pory niezmiennie wspiera Ukrainę pod każdym względem, także na jej drodze do członkostwa we Wspólnocie. W każdym przemówieniu zapewnia, że: „będziemy stać po stronie Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne”.

Podczas tej pierwszej podróży do objętej wojną Ukrainy była w Buczy i to, co tam zobaczyła, o czym się dowiedziała, zostawiło w niej trwały ślad. Często wraca do tego doświadczenia, także podczas swojej mowy w Bukareszcie nawiązała do tamtego przeżycia. „Nigdy nie zapomnę ułożonych w szeregi worków na zwłoki. Niewinni obywatele, młode kobiety, starcy zabici przez żołnierzy Putina. I nigdy nie zapomnę zdesperowanych rodziców, których dzieci zostały uprowadzone przez Rosjan. Ich łzy, ich lęki, ich cierpienie. Jako matka i babcia moje serce krwawiło, słuchając tych historii”.

Ostatnią batalią, jaką stoczyła na rzecz wsparcia Ukrainy było opracowanie, a potem lobbing wśród rządów państw członkowskich i w Parlamencie Europejskim, by przeprowadzić pierwszy w historii UE śródokresowy przegląd Wieloletnich Ram Finansowych i przy okazji stworzyć Instrument na rzecz Ukrainy na lata 2024–2027. Przy jego pomocy „zebrano” 50 mld EUR, z czego 33 mld w formie pożyczek gwarantowanych przez budżet  Unii do 2027 roku i 17 mld EUR w formie bezzwrotnego wsparcia, w ramach nowego instrumentu tematycznego pod nazwą „Rezerwa na rzecz Ukrainy”.

Plusy ujemne

Ktoś zapyta, czy te plusy nie przysłaniają minusów? Oczywiście pamiętamy różnego rodzaju wątpliwości. Najwięcej zastrzeżeń już po opanowaniu pandemii dotyczyło wspomnianego zakupu szczepionek:   czy kontrakty były wystraczająco transparentne i najlepsze, jakie można było uzyskać?  Dość głośna była rok temu sprawa skargi, jaką belgijski lobbysta Frédéric Baldan złożył przeciwko pani VDL przed sądem. Domagał się w niej uchylenia immunitetu i zbadania wiadomości tekstowych wymienianych przez nią z dyrektorem generalnym firmy Pfizer, Albertem Bourlą. Lobbysta twierdził, że  szefowa KE i szef Pfizera prowadzili negocjacje przez SMS-y o przedłużeniu kontraktu o wartości 1,8 miliarda euro na dodatkowe szczepionki, co miało doprowadzić do naruszenia finansów publicznych jego kraju i zaufania publicznego.

W wyniku tej akcji New York Times zażądał ujawnienia wspomnianych SMS-ów, a gdy Komisja Europejska odmówiła, sprawa trafiła do TSUE, który ma jeszcze przed wyborami orzec, czy opinia publiczna w tym wypadku powinna poznać treść wiadomości z telefonu szefowej Komisji. Szanse na sukces „New York Timesa” są wysokie – tak uważa Yoann Boubacir, prawnik i ekspert w dziedzinie prawa europejskiego, wskazując na rozporządzenie UE z 2001 roku, które stanowi, że obywatele UE powinni mieć prawo dostępu do „wszelkich treści, niezależnie od nośnika (zapisanych na papierze lub przechowywanych w formie elektronicznej, do nagrania dźwiękowego, wizualnego lub audiowizualnego).” Może to równie dobrze obejmować SMS-y. Jeśli tak się stanie, że TSUE wypowie się przed wyborami, a w tych wiadomościach będą informacje niewygodne dla pani przewodniczącej, to oczywiście osłabi to jej szanse na drugą kadencję.

Spitzenkandidaten.

Trzeba też pamiętać, że wybór VDL przez Europejską Partię Ludową, która z pewnością zdobędzie największe poparcie w czerwcowych wyborach, nie gwarantuje końcowego sukcesu. Idea Spitzenkandidaten czyli kandydatów wiodących nie ma umocowania traktatowego. Jest pomysłem politycznym, forsowanym głównie przez Parlament Europejski, którego większość od kilku kadencji przekonuje, że w ten sposób funkcja przewodniczącego KE otrzyma wprost wyborczy mandat i nikt nie będzie mówił o nieznanym kandydacie wybranym przy politycznym stoliku. Dlatego od 2014 roku rodziny polityczne wybierają takich „kandydatów wiodących”, promują ich, organizowane są także debaty telewizyjne z ich udziałem.

Faktem jednak jest, że nie udaje się na poziomie europejskim wypromować tych postaci, a wyborcy w poszczególnych państwach – jak pokazują wiarygodne badania – nie łączą swojego krajowego wyboru z wyborem „przy okazji” kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Oczywiście po pięciu latach Ursula von der Leyen jest rozpoznawana, jej nazwisko większość ludzi kojarzy, ale już Spitzenkadidat centrolewicy, Luksemburczyk Nicolas Schmitt jest w Europie zwyczajnie panem „nobody”. A już gdyby spytać kogo wystawiają Zieloni, Liberałowie czy Konserwatyści i Reformatorzy, to problem ze skojarzeniem będzie jeszcze większy.

Rządzą rządy.

Jest to wynikiem pewnej arogancji rządów, które nie chcą, by im jakieś partie polityczne decydowały, kogo wybiorą na szefa ważnej, unijnej instytucji. Artykuł 17 ustęp 7 Traktatu UE stanowi: „Uwzględniając wybory do Parlamentu Europejskiego i po przeprowadzeniu stosownych konsultacji, Rada Europejska, stanowiąc większością kwalifikowaną, przedstawia Parlamentowi Europejskiemu kandydata na funkcję przewodniczącego Komisji. Kandydat ten jest wybierany przez Parlament Europejski większością głosów członków wchodzących w jego skład”.

Dowodem na to, że rządy „uwzględniają wybory” była sytuacja w 2019 roku. Kandydatem wiodącym EPL był Bawarczyk Mafred Weber, który tak jak teraz VDL otrzymał nominację od całej rodziny politycznej. I rządy uwzględniły, że EPL wygrała wybory, ale wybrały Ursulę von der Leyen z niemieckiej chadecji, o której nikt przed wyborami europejskimi w kontekście przewodniczenia Komisją nie słyszał! Weber miał się z pyszna, ale nic nie mógł zrobić. Parlament Europejski nie był zadowolony z faktu, że rządy państw członkowskich go zlekceważyły i pani VDL miała duże kłopoty, by ją zatwierdził. Dość powiedzieć, że w głosowaniu 17 lipca 2019 roku Ursula von der Leyen dostała 383 głosów, czyli tylko o dziewięć więcej od wymaganej większości 374. To było 51,2 proc. izby, najsłabszy wynik w historii UE!

Teraz zapowiada się, że może być jeszcze trudniej. Ostatnie sondaże wskazują, że kolejny Parlament Europejski będzie bardziej eurosceptyczny. EPL, socjaliści, liberałowie i Zieloni będą mieli większość, ale znacznie bardziej kruchą niż obecnie. Można powiedzieć, że cała nadzieja w tym, że jak w tej kadencji eurosceptycy się nie dogadają i nie stworzą jednego bloku, tylko rozproszą swoją moc budując co najmniej dwie, a może i trzy grupy polityczne. Ale to wszystko na tę chwilę jedynie spekulacje. Ursula von der Leyen  musi zyskać poparcie części tych środowisk, by spokojnie myśleć o wyborze. W 2019 roku otrzymała głosy chociażby od posłanek i posłów z PiS-u, ale tym razem chyba nie będzie mogła na nich liczyć.

Córka, mama, babcia.

Sama zaczęła swoją kampanię akcentując bardzo tradycyjnie, a nawet konserwatywne wartości: siła rodziny, autorytetu, liczne rodzeństwo. Z osobistej historii buduje przekaz ważny dla tych, którzy już trochę zapomnieli znaczenie integracji europejskiej. W Bukareszcie mówiła: „Kiedy byłam dzieckiem dorastającym w Belgii, mój ojciec często mówił o Europie, tak jakby była częścią naszej rodziny. Powtarzał: Europa jest tak cenna, musimy o nią dbać, bo to wszystko, co mamy. Często to mówił przy naszym kuchennym stole, mnie i mojemu licznemu rodzeństwu. Mam 5 braci i 1 siostrę. Wtedy nie zawsze rozumiałem dlaczego. (…) Dziś to ja opowiadam tę samą historię naszym siedmiorgu dzieciom. Mówię im, że ich dziadek miał 15 lat, gdy zakończyła się II wojna światowa. Był świadkiem, co to znaczy, jeśli pozwalamy na nienawiść wobec mniejszości, wolności, praw podstawowych, co w efekcie prowadzi do deportacji i Shoah. Jego pokolenie dorastało w otoczeniu bezprawia, zniszczenia i negacji godności ludzkiej. Dlatego po wojnie narodziła się idea europejska”.

Po wyborach, które będą w Unii w dniach 6-9 czerwca wiele się wyjaśni. Poznamy skład nowego Parlamentu Europejskiego, będziemy znali zakulisowe gry w sprawie obsady innych, ważnych stanowisk w UE: szefa Rady, Parlamentu Europejskiego, Wysokiego Komisarza ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Będzie można z większą dozą prawdopodobieństwa ocenić, czy Ursula von der Leyen stanie ponownie na czele Komisji Europejskiej i będzie nią kierować przez kolejne 5 lat.

Maciej Zakrocki

 

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL