Taki mamy nowy klimat.

28.12.2023

Pierwsze dni nowego obozu władzy zapowiadają wyraźny zwrot w polityce europejskiej, a przede wszystkim długo oczekiwaną zmianę wizerunkową naszego kraju. Polska już nie będzie się kojarzyć z łamaniem praworządności, groźbami weta, obrażaniem partnerów, lekceważeniem wyroków TSUE. Dobrze, jeśli zacznie być kojarzona z mądrym głosem w sprawach naszej Wspólnoty, jej przyszłości, a Unia Europejska nie będzie już nawet w retoryce władz czymś zewnętrznym, z czym trzeba nieustannie walczyć.

Idzie nowe.

Naszym celem jest zakończenie procedury, wynikającej z art. 7 traktatów o UE, dotyczącej naruszenia praworządności. To jednak nie jest kwestia tygodni, ale osobiście mam nadzieję zamknąć ten temat jeszcze w tej kadencji Komisji Europejskiej” — tak mówiła podczas wizyty w Warszawie wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova na wspólnej konferencji prasowej z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem.

To wielce symboliczna zapowiedź. To przecież poprzednia Komisja Europejska, w składzie której funkcję komisarza ds. sprawiedliwości pełniała czeska polityczka, 20 grudnia 2017 roku złożyła do Rady UE wniosek o uruchomienie procedury art. 7 TUE. I choć rządy, ku niezadowoleniu samej Komisji jak i Parlamentu Europejskiego poza wysłuchiwaniami w Radzie ds. Ogólnych nie wykonały żadnego dalszego kroku, to nie można zapomnieć, że był to pierwszy taki przypadek w dziejach UE! Rząd Polski zapisał się zatem w historii Wspólnoty jako ten, który „opcję atomową” swoimi działaniami w kraju uruchomił i nie jest to przecież powód do dumy.

Profesor Adam Bodnar, nowy minister sprawiedliwości podczas wspólnej z panią komisarz konferencji prasowej podkreślał, że spotkanie przedstawicieli rządu z Komisją Europejską odbywa się w duchu współpracy. „Przyświecają nam te same wartościWartości europejskie w postaci rządów prawa są takie same na gruncie traktatów unijnych, jak i na gruncie polskiej konstytucji” – mówił.

„Cieszę się, że możemy mówić wspólnym językiem i działać na rzecz rozwiązania tych problemów, które zostały stworzone przez ostatnie lata. Temu są poświęcone kamienie milowe, kolejne orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE, orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka czy orzeczenia naszych sądów krajowych, które walczyły o zachowanie standardów praworządności – podkreślał minister.

Vera Jourova oczywiście nie mogła obiecywać, że na podstawie samych deklaracji polskich władz wszystko zostanie wyzerowane, że wypłaty z KPO i budżetu UE ruszą, bo wierzy w szczerość nowego gabinetu. Stąd zdanie, że „jest zbyt wcześnie, aby ocenić, czy będą one (zapowiadane zmiany – M.Z.) wystarczające, aby osiągnąć najważniejsze cele”. Warto też zauważyć, że wyjątkowo dobrym ruchem prof. Adama Bodnara było złożenie wniosku o przystąpieniu Polski do Prokuratury Europejskiej. Zajmuje się ona między innymi wytaczaniem  powództw przeciwko sprawcom przestępstw naruszających interesy finansowe UE. Uczestnictwo w Prokuraturze jest zatem dodatkową gwarancją uczciwego korzystania w unijnych pieniędzy, co ułatwia decyzje o wypłatach.

Donos?

Wizyta pani komisarz miała też nieoczekiwany, ale jakże ciekawy punkt programu. Gdy Vera Jourova  przechodziła korytarzem w gmachu parlamentu na spotkanie z marszałek Senatu Małgorzatą Kidawą-Błońską, zatrzymali ją posłowie PiS: była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, Rafał Bochenek i Antoni Macierewicz. „Dzisiaj jest pani w dniu, w którym dokonał się zamach na media publiczne, na wolność słowa i na demokrację w Polsce” – mówiła Elżbieta Witek do pani komisarz. Roli tłumacza na angielski podjął się rzecznik PiS Rafał Bochenek.

Nie mamy możliwości wypowiedzenia się, ponieważ telewizje komercyjne, prywatne nie będą transmitowały tego, co się w Polsce naprawdę dzieje” – kontynuowała była marszałek. „Bardzo prosimy, żeby pani się zainteresowała tym, ponieważ to jest głos ponad ośmiu milionów ludzi, którzy zagłosowali na Prawo i Sprawiedliwość i dzisiaj są pozbawieni możliwości dostępu do mediów publicznych”.

Komentując to zdarzenie politycy obecnego obozu władzy mówili najczęściej o hipokryzji. Przez lata, szczególnie posłowie do Parlamentu Europejskiego, którzy na tym forum krytycznie wypowiadali się o stanie praworządności w Polsce nazywani byli w „mediach publicznych” w pełni kontrolowanych przez PiS zdrajcami, Targowicą, sprzedawczykami czy agentami Niemców albo Putina. Sygnał do tych szarż dał na samym początku rządów Zjednoczonej Prawicy prezes Jarosław Kaczyński. Już 11 grudnia 2015 r. w wywiadzie dla Telewizji Republika mówił: „To jest też ten nawyk donoszenia na Polskę za granicę”. I lawina ruszyła.

Ja nigdy w życiu nie doniosłabym na własny kraj” – deklarowała Beata Kempa 13 stycznia 2016 r. „Nie akceptuję donoszenia na własny kraj i popierania przeciw niemu sankcji” – pisał na Twitterze  4 marca 2017 r. Jacek Saryusz-Wolski. Takich wypowiedzi było mnóstwo podczas każdej debaty w Parlamencie Europejskim o stanie praworządności w Polsce. Moim zdaniem była to konsekwencja potrzeby akcentowania doktryny, w której Unia i jej instytucje są zewnętrznymi podmiotami. Tymczasem Parlament Europejski jest też naszym parlamentem, posłowie do niego są wybierani w powszechnych wyborach w Polsce, no to jak można „donosić” na swój kraj w swoim parlamencie? To się nie zmieniało przez te wszystkie lata. Ostatnim razem, gdy w końcu maja 2023 roku debatowano o powołaniu w Polsce komisji do zbadania rosyjskich wpływów, pani Anna Zalewska pisała na Twitterze: „Skandaliczna decyzja o dodaniu debaty o „praworządności” w Polsce do porządku obrad bieżącej sesji Parlamentu Europejskiego w Brukseli. „Ulica i zagranica”?

Nie mają pojęcia!

Jednym z często wracających argumentów podczas tych debat używanych przez ówczesnych rządzących był brak wiedzy o naszym kraju zarówno wśród przedstawicieli Komisji Europejskiej jak i wśród posłów. Chętnie sięgał po tę tezę prof. Ryszard Legutko, często zabierający głos w imieniu grupy Konserwatystów i Reformatorów, gdyż zasiadał i dalej zasiada we władzach tej Grupy. Np. podczas debaty 28 lutego 2018 roku nad rezolucją Parlamentu w związku z decyzją Komisji o uruchomieniu procedury z art. 7 poseł PiS-u mówił: „Rezolucja jest niedorzeczna, podobnie jak całe to nękanie Polski przez ostatnie dwa lata. Problem jest taki, że tak naprawdę ogromna część z państwa w ogóle nie ma pojęcia, co się dzieje w Polsce, o co chodzi, na czym polegają te reformy i dlaczego są przeprowadzane. Pan przewodniczący Timmermans bardzo długo się sprawą Polski zajmuje, a jednak braki informacyjne są tutaj zasadnicze”.

Bardzo ciekawe z dzisiejszego punktu widzenia było niedawne wystąpienie 12 lipca 2023 roku posłanki Jadwigi Wiśniewskiej, która krytykując fakt organizacji kolejnej debaty o Polsce twierdziła, że stoi za tym „polska totalna opozycja, która w Parlamencie Europejskim postawiła sobie za cel, że będzie donosić na swoją ojczyznę”. Po czym dodała: „W tej krytyce polskiej totalnej opozycji wtóruje tzw. grupa Webera, a więc unijni komisarze Reynders, Jourova oraz lewicowo-liberalna większość, która, jak to w szczerych słowach wyraził Manfred Weber, montuje zaporę ogniową przeciwko polskiemu rządowi”.

I oto parę miesięcy później, po przegranych wyborach politycy PiS-u, ustami Elżbiety Witek zwracają się do tej samej Very Jourovej: „Bardzo prosimy, żeby pani się zainteresowała tym, ponieważ to jest głos ponad ośmiu milionów ludzi, którzy zagłosowali na Prawo i Sprawiedliwość i dzisiaj są pozbawieni możliwości dostępu do mediów publicznych”. Duże wrażenie robiło zwracanie uwagi pani komisarz, która odpowiada od blisko 10-ciu lat za sprawy wymiaru sprawiedliwości i była przerażona tym, co  robił rząd Zjednoczonej Prawicy w tej materii, że na jej oczach dzieje się coś wyjątkowo złego, „co w krajach demokratycznych Unii Europejskiej nigdy nie było„.  „Nie może być tak, że ci, którzy stworzyli większość, łamią prawo i to sposób skandaliczny, łamią konstytucję i wszystkie ustawy przyjmowane przez Sejm” – mówili posłowie na sejmowym korytarzu. Gdy Vera Jourova kilka miesięcy temu prezentowała kolejny raport o stanie praworządności w UE, w tym w Polsce i była tym stanem załamana, to wtedy należała do grupy Webera źle życzącej Polsce.

Potrzebny klimat z 2004 roku.

Wszystko wskazuje na to, że zupełnie nowy klimat wokół Polski, jaki pojawił się w Brukseli, co widać choćby na zdjęciach z ostatniej Rady Europejskiej, jak przywódcy państw witali Donalda Tuska, będzie niszczony przez opozycję. Nie wydaje się jednak, aby te próby przyniosły oczekiwany efekt. Wielość konfliktów w minionych latach, nawet obrażanie w rzadko spotykanym w relacjach międzynarodowych stylu poszczególnych osób z Komisji Europejskiej czy Parlamentu nie poszły w niepamięć. Wiara, że oto teraz ci sami politycy stali się prawdziwymi obrońcami konstytucji i praworządności będzie niewielka. Po kilku miesiącach należy się zatem spodziewać, że obecna opozycja zrezygnuje z „donoszenia” i wróci do ostrej, anty unijnej retoryki. Tym bardziej, że „w agendzie” Wspólnoty będzie finalizowanie paktu o migracji i azylu czyli ulubiony temat Zjednoczonej Prawicy, którym można będzie znowu straszyć Polaków i obrzydzać Unię Europejską.

Warto, by wszyscy, którzy rozumieją znaczenie członkostwa Polski w Unii, którzy wiele zrobili w przeszłości, by to marzenie się ziściło, ponownie włączyli się do pracy na rzecz rzetelnej informacji o naszej Wspólnocie. Także BCC. Przed nami wiele znakomitych okazji do takich działań. 20-lecie członkostwa 1 maja 2024 roku, wybory europejskie w czerwcu, a od 1 stycznia 2025 polska prezydencja w Radzie UE. Życząc dobrego Nowego Roku, życzę nam wszystkim, byśmy go dobrze także w tej sprawie wykorzystali.

Maciej Zakrocki

 

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL